Starsza kobieta trzyma kilkadziesiąt mieszańców. Uciekają z posesji i atakują ludzi.
– Te pieski potrzebują jeść. Kto to słyszał, żeby nawet małe szczeniaki były chude, a nie okrągłe? Problem zna cały Markuszów – mówi nam pani Grażyna, mieszkanka miejscowości.
Od dwóch lat wiedzą o tym również urzędnicy. Tłumaczą, że odebranie psów właścicielce jest zbyt drogie, a problem rozwiążą mandaty i szczelne ogrodzenie posesji. Tym bardziej, że już raz zabierali zwierzęta. – W ubiegłym roku za zgodą właścicielki dziesięć z nich umieściliśmy w schronisku – mówi Bożena Tkaczyk-Żurawska, sekretarz gminy Markuszów. –
Psów było piętnaście, może dwadzieścia, ale na oddanie tylko tylu się zdecydowała. Przez pewien czas był spokój, ale psy się rozmnożyły. W tym roku zaczęliśmy dostawać sygnały od szkoły i przedszkola, że przechodzą na ich posesję, ale to był okres wakacyjny, więc próbowaliśmy rozmawiać z właścicielką. Obiecała, że zrobi ogrodzenie.
Właścicielka psów nie chciała z nami rozmawiać. Rzuciła tylko, że już kupiła siatkę na ogrodzenie. – Trzeba było przyjechać, jak mi się stodoła spaliła – powiedziała przez uchylone drzwi.
Urzędnicy wierzą, że zmobilizuje ją medialne zamieszanie wokół sprawy. – Myślę, że w tej chwili zrozumiała już, że trzeba zabezpieczyć posesję – mówi Tkaczyk-Żurawska.
– Takich miejsc jak to, jest bardzo dużo. Wszyscy mówią, że schroniska są przepełnione, że nie mają pieniędzy na odławianie zwierząt, ale nikt nie robi nic, aby ograniczyć liczbę psów. Gminy powinny pomyśleć o programie dofinansowywania właścicielom sterylizacji takich zwierząt – mówi Aleksandra Lipianin-Białogrzywy z Fundacji Lubelska Straż Ochrony Zwierząt. – Można też pokusić się o zgłoszenie sprawy do prokuratury. Sąd może orzec zakaz trzymania zwierząt.