Co za pech. Nie dość, że ma skasowany samochód i trafił do szpitala, to jeszcze wydało się co tak naprawdę przewoził.
Jednym z uczestników wtorkowego karambolu w Leokadiowie koło Puław był Henryk J., 43-letni mieszkaniec Łodzi, który przedstawił się policjantom jako strażnik miejski. Wczoraj okazało się, że mężczyzna przewoził swoim samochodem przemycane papierosy. A było to tak: W kierunku Puław jechał bus. Na wysokości wjazdu do stacji paliw jakiś samochód nagle skręcił w lewo zajeżdżając mu drogę. Aby się z nim nie zderzyć, zjechał na przeciwny pas ruchu i uderzył w poloneza. W niego z kolei uderzył jadący za nim Peugeot 406 (z panem Heniem-strażnikiem za kierownicą), którego stuknął jeszcze Peugeot Partner. W najgorszym stanie był kierowca Poloneza, który doznał urazu głowy i złamania kości podudzia.
Tuż po wypadku Henryk J. struchlał. Z jego auta wypadła pokaźna ilość papierosów. Stróż prawa z Łodzi zaczął je zbierać. Część z nich znajdowała się również w środku samochodu, więc Henryk J. zaczął je stamtąd wynosić i chować w pobliskim zbożu.
– Świadkowie wypadku wskazali potem policjantom, gdzie znajdowały się ukryte papierosy – mówi Roman Maruszak, rzecznik puławskiej policji.
Zaraz po przybyciu na miejsce policjantów, mężczyzna zasłabł i trafił do szpitala. Tego samego dnia wypisał się na własne życzenie i…zniknął. Nie pojechał jednak samochodem, który został zabezpieczony