W piątek, tuż przed godziną 6 rano mieszkańcy Puław usłyszeli huk. Wybuch gazu w piętrowym domu przy ul. Krótkiej zniszczył cały budynek oraz uszkodził kilka sąsiednich. Ze zgliszczy strażacy wyciągnęli przytomną 39-letnią kobietę. Starsze małżeństwo z parteru zginęło na miejscu.
Siła eksplozji była tak duża, że odczuli ją mieszkańcy w promieniu około kilometra od miejsca zdarzenia. Fala uderzeniowa zatrzęsła dziesiątkami budynków włączając alarmy w zaparkowanych w okolicy samochodach. Z piętrowego domu przy ul. Krótkiej została sterta gruzu. Poważne uszkodzone zostały także sąsiednie domy. Z powodu uszkodzenia linii energetycznej na całym osiedlu zgasły światła. Mieszkańcy ulicy byli przerażeni.
- Huk był ogromny, błysnęło światło, bardzo się wystraszyłam. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje - opowiada jedna z mieszkanek ul. Krótkiej. W jej domu wybuch uszkodził okna i drzwi, pękło kilka szyb, a na podwórku wylądowały kawałki gruzu.
Na miejsce skierowano straż pożarną z całego regionu, a także ekipy poszukiwawcze z Chełma i Warszawy. Tuż przy przyjeździe na miejsce pierwszych jednostek, za pomocą drabiny ze zgliszczy, które zostały z piętra zniszczonego domu, strażacy zabrali przytomną 39-letnią kobietę. Poszkodowaną w ciężkim stanie pogotowie ratunkowe zabrało do szpitala w Lublinie.
Akcją dowodził gen. Grzegorz Alinowski, komendant główny wojewódzkiej straży pożarnej. Żeby umożliwić ruch służ ratunkowych zablokowane zostały wszystkie ulice prowadzące na miejsce. Korzystano z ciężkiego sprzętu, wycinano fragmenty ogrodzenia, gruz ładowano na ciężarówki. Zgliszcza przeszukiwano wykorzystując specjalnie szkolone psy tropiące. Priorytetem było jak najszybsze dotarcie do dwójki pozostałych domowników, spokrewnionego z 39-latką starszego małżeństwa.
Niestety, kolejne godziny nie przyniosły dobrych wieści. Po godzinie od wybuchu ekipy poszukiwawcze, które korzystały także ze specjalnie szkolonych psów tropiących, znalazły i wydobyły ciało 69-latki. Trzy godziny później udało się dotrzeć także do jej 75-letniego męża. Mężczyzna zginął na miejscu. Eksplozję przeżyły jedynie zwierzęta. Ze zgliszczy wyciągnięto kota i psa.
Sąsiedzi ofiar tej tragedii są zszokowani tym, co się stało. - Pani Barbara to była nasza przyjaciółka, niedawno była u mnie na imieninach. To jest ogromna tragedia. Trudno uwierzyć w to, co się stało - mówi mieszkanka ulicy.
Na miejscu już od rana akcję obserwowali przedstawiciele lokalnych i wojewódzkich władz. Samorządowcy zapewnili, że nikt nie zostanie zostawiony bez pomocy.
- Oprócz tego zniszczonego całkowicie budynku, również sąsiednie mocno ucierpiały, zwłaszcza jeden, w którym uszkodzona została ściana nośna. Mamy więc poszkodowanych pośrednich. Pomoc dla nich jest już zabezpieczona, zarówno ze strony samorządów, jak i PCK. Po ustaleniu jej zakresu, z pewnością uruchomione zostaną zasiłki z pomocy społecznej - mówi Lech Sprawka, wojewoda lubelski.
Natychmiast po zdarzeniu, władze Puław dla wszystkich potrzebujących schronienia utworzyły tymczasowe miejsca noclegowe. - Przygotowaliśmy dla nich pomieszczenia w Szkole Podstawowej nr 9. Oferujemy im ciepły posiłek, herbatę i najbardziej potrzebne rzeczy, a także transport na miejsce - informuje wiceprezydent Puław, Beata Kozik. Dla poszkodowanych Ratusz uruchomił również specjalną infolinię pod nr 81 458 61 46.
Pomoc oferuje także powiat. - To bardzo trudna sytuacja, tym bardziej przykra, że wydarzyła się przed świętami. Poszkodowanym możemy zaoferować miejsca noclegowe w bursie, wyżywienie oraz rzeczy niezbędne do codziennego funkcjonowania. Sytuację na bieżąco monitoruje nasz pracownik zarządzania kryzysowego - zapewnia Danuta Smaga, starosta powiatu puławskiego.
Dlaczego doszło do wybuchu - odpowiedź na to pytanie na razie nie jest znana. Według pracowników Polskiej Grupy Gazowniczej, którzy również przyjechali do Puław, piętrowy dom przy Krótkiej był podłączony do sieci. Ale, jak zaznaczają, ten fakt nie wyklucza możliwości stosowania przez mieszkańców tej nieruchomości dodatkowych butli gazowych. Tymczasem od osób, które znały ofiary dowiedzieliśmy się, że w lecie tego roku wymieniali piec centralnego ogrzewania. Przyczyny tragedii mogły być również zupełnie inne. Służby nie wykluczają też innych wersji.