Coraz mniej osób zajmuje się hodowlą koni. Unijne dotacje do rasowych klaczy pokrywają tylko część kosztów utrzymania zwierzęcia. W naszym regionie korzysta z nich tylko około dwustu hodowców.
Pan Paweł obecnie ma 23 konie. Wśród nich jest 6-letni ogier Boston rasy małopolskiej. – Jest wytrenowany i zakwalifikowany do Zakładu Treningowego w Bogusławicach. Tam otrzymał licencję i został zbonitowany na 82 punkty hodowlane. To bardzo wysoka nota – podkreśla hodowca.
W województwie lubelskim jest zarejestrowanych ok. 2 tys. hodowców koni. – W 60 procent przypadków, są to hodowle konia zimnokrwistego. Pozostałe to konie rasy małopolskiej, huculskiej i kuce – mówi Henryk Wójtowicz, prezes Lubelskiego Związku Hodowców Koni. – Dziś hodowców raczej ubywa niż przybywa, głównie ze względu na wysokie koszty utrzymania tych zwierząt. Wielu hodowców nawet już nie zaźrebia klaczy i zajmuje się końmi bardziej hobbystycznie.
– Dofinansowanie przyznawane jest wyłącznie do klaczy – informuje Mirosław Brodziak z Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Lublinie. – Dotację w wysokości 1,5 tysiąca zł rocznie otrzyma hodowca, która ma co najmniej dwie klacze danej rasy. By otrzymać dofinansowanie, konie muszą być też zgłoszone do Instytutu Zootechniki.
Te pieniądze pokrywają tylko część poniesionych wydatków. – Wymagania, które trzeba spełnić są znacznie większe. Roczne utrzymanie konia to conajmniej 2,5 tysiąca zł – mówi Jacek Kozik, kierownik LZHK.
– Klacz musi być pokryta przez ogiera z listy i musi co roku dawać źrebaka – wylicza hodowca z Nałęczowa. – Jest też pod wyjątkowym nadzorem. Należy wykonywać określone badania i szczepienia. Jeśli nie spełni się któregoś z kryteriów to pieniądze trzeba zwrócić.
W naszym regionie w unijnych dopłat do hodowli koni korzysta około dwustu hodowców.