– Nie wystarczy je lubić, trzeba je kochać, żeby je hodować. Można się od nich nauczyć wiele o życiu, a szczególnie o wzajemnym szacunku – mówi Pan Edward, pszczelarz z Nasutowa.
– Miłość do pszczół ma się w genach – mówi. – Hodowali je moi dziadkowie, hoduję je ja i mój wnuk.
19-letni Wojciech Woźniak, wnuk pana Edwarda, jest członkiem zarządu Stowarzyszenia Pszczelarzy Lubelskich. Od 7 lat prowadzi własną pasiekę. Ma tytuł mistrza pszczelarskiego.
– Ul musi stać w miejscu słonecznym, ale w części zacienionym, skierowanym na wschód – tłumaczy Wojciech Woźniak. – W środku panuje temperatura 36ºC, którą pszczoły muszą utrzymywać na stałym poziomie. W 40ºC ginie czerw, czyli larwy.
Pszczoły jak ludzie
– Większość polskich pszczelarzy to osoby starsze, ale młodych bartników też nie brakuje – mówi Zbigniew Kiernicki, prezes lubelskiego Koła Pszczelarzy. – Prowadzimy szkolenia rozwijające wiedzę fachową i popularyzujemy pszczelarstwo wśród dzieci i młodzieży.
Tradycją Koła jest organizacja Lubelskiego Święta Miodu. W tym roku odbędzie się ono 2 września na rynku Starego Miasta w Lublinie. Rozpocznie się mszą świętą w katedrze i przemarszem na rynek. Tam lublinianie będą mogli kupić miód i inne produkty prosto z pasieki. Będą też wykłady. O pszczelarstwie opowie m. in. Dr hab. Jerzego Stojko.
Jeśli pszczelarz to kocha, to na zyski nie liczy
– Nie da się oszacować zysków – mówi Woźniak. – Zdarza się, że koszta są równe zyskom lub nawet je przewyższają.
Lubelszczyzna uznawana jest za jeden z ekologicznie najczystszych obszarów Polski, co sprzyja hodowli pszczół. Do Stowarzyszenia Pszczelarzy Lubelskich należy ponad 200 osób, a podłączone do niego koło z Włodawy liczy ponad 100 członków. Z kolei Wojewódzki Związek Pszczelarzy w Lublinie liczy 50 kół. Lubelskie Koło Pszczelarzy jest z nich największe, należy do niego ok. 150 osób.