Beata mówi, że najpierw zakochała się w Darku, a dopiero potem w jego harleyu.
- Jak się zaczęło? Odwiedziłem kolegę na Kostaryce i on mnie po prostu przewiózł - opowiada Darek Wierciak z Rzeszowa. - To było sześć lat temu i to był początek mojej fascynacji harleyami. Wcześniej jeździłem ścigaczami, czyli na motocyklach sportowych.
113 000 zł
Darek prezentuje swoją maszynę. Za ile taka przyjemność? - Różnie, ale to droga pasja - odpowiada. - Średnio kosztują od 40 do 140 tysięcy. Ja za swojego zapłaciłem 113 tysięcy, ale to tylko goły motocykl, który trzeba ubrać. Za dodatkowe lampy, światła, chromy, malowanie można zapłacić nawet drugie tyle.
Darek tłumaczy, że nie ma dwóch takich samych motocykli. Każda maszyna ubrana jest inaczej. - To taki przejaw indywidualizmu w grupie, jaką stanowią harleyowcy - mówi.
Sam jeździ z grupą, ale nie są mu obce również samotne wypady. - Głównie do pracy - śmieje się.
40 000 km
Na swojej maszynie dojeżdża, gdzie się da. Stąd też jest rekordzistą wśród polskich harleyowców. - Można powiedzieć, że w ubiegłym roku objechał ziemię, bo na liczniku miał 40 tysięcy kilometrów - mówi o koledze Krzysztof Kołodko, sekretarz największego klubu harleyowców w Polsce, "Warsow Chapter Poland”. Sam też jest niezły. W jego garażu stoją cztery motocykle, z tego trzy to harleye. - Jak wychodzę z domu, to klepię je po zbiorniku. Taki przyjacielski gest - śmieje się.
Krzysztof w swoim mundurze prezentuje się bardzo dostojnie. Siwa broda, spojrzenie intelektualisty. Czy każdy, kto kupi harleya, jest przyjmowany do zrzeszenia? - Nie, staż kandydacki jest dosyć długi. Trzeba najpierw poznać nasze zwyczaje, zasady, wczuć się w atmosferę.
Zasady? - Najważniejsze to myśleć o grupie - tłumaczy Krzysztof. - Harleyowiec musi pamiętać o ludziach, z którymi jedzie, zostawić przy wyprzedzaniu miejsce dla kolegi, patrzeć w lusterko, czy wszystko jest w porządku z pozostałymi. Największy grzech to zostawić kolegę. Za to można zostać wykluczonym. Nawet za to, że nie pomogę innemu motocykliście, niekoniecznie na harleyu.
Audyt
Iwona Siemińska
Głos Koszaliński