W nocy z soboty na niedzielę w jednym z mieszkań wieżowca na dęblińskim osiedlu Lotnisko doszło do morderstwa. 45-letnia kobieta zginęła z rąk swojego syna. Łukasz K. przyznał się do winy. Grozi mu dożywocie. Biegli chcą sprawdzić, czy był poczytalny.
Dęblin to kilkunastotysięczne miasto, które słynie głównie ze szkoły lotniczej oraz jednostki wojskowej. Wielu mundurowych mieszka w położonym tuż obok lotniska osiedlu o tej samej nazwie. To spokojna okolica z kilkoma wieżowcami - najwyższymi budynkami mieszkalnymi w powiecie ryckim. W nocy z soboty na niedzielę w jednym z nich doszło do brutalnego morderstwa, o którym do dzisiaj mówi całe miasto.
Uderzył w głowę
Syn, pod nieobecność ojca, zabił matkę. 21-latek chwycił coś w ręce i uderzył kobietę tak mocno, że ta prawdopodobnie straciła przytomność. Następnie zadawał swojej ofierze kolejne ciosy, celował w głowę. 45-latka tego ataku nie przeżyła. Łukasz K. po wszystkim spokojnie wrócił do swojego pokoju. Nie uciekał, nie zacierał śladów.
W niedzielę rano po nocnym dyżurze w jednostce wojskowej do mieszkania wrócił jego ojciec. To on znalazł zmasakrowane ciało żony i zawiadomił służby. Jak informują mieszkańcy wieżowca, najpierw przyjechało pogotowie, a następnie policyjne radiowozy. Mundurowi z wydziału kryminalnego natychmiast zatrzymali 21-latka. Nie stawiał oporu. - Zatrzymanie odbyło się w spokojny sposób - przyznaje asp. Łukasz Filipek, rzecznik komendy policji w Rykach.
Dlaczego to zrobił?
Śledczy na miejscu wykonali oględziny i zabezpieczyli kilka przedmiotów, którymi mógł posługiwać się zabójca. Ciało 45-letniej Joanny K. (początkowo prokuratorzy błędnie informowali o wieku 48 lat) trafiło do zakładu medycyny sądowej celem przeprowadzenia badań sekcyjnych. Po zakończeniu czynności, drzwi mieszkania zostały zaklejone policyjną taśmą.
- Łukasz K. usłyszał zarzut morderstwa i przyznał się do dokonania tego czynu. Złożył wyjaśnienia, których treści nie możemy zdradzić na tym etapie postępowania - mówi nam Ewa Kotowska z Prokuratury Okręgowej w Lublinie. W poniedziałek Sąd Rejonowy w Rykach zastosował wobec podejrzanego trzymiesięczny areszt.
Niepokojąca obojętność
Sąsiedzi państwa K. przyznają, że młody człowiek czasami zachowywał się dziwnie. - Było widać, że jest z nim coś nie tak. Gdy przechodził, głowę trzymał w dole, ptaki ganiał. Z nikim nie rozmawiał - mówi nam jeden z napotkanych mieszkańców osiedla Lotnisko.
- Moja małżonka bała się go. Było w nim coś niepokojącego, jakiś rodzaj obojętności na otoczenie. Nie patrzył nikomu w oczy, nie mówił dzień dobry ani nie odpowiadał. Właściwie nie reagował na ludzi, nie zwracał uwagi. Naszemu synowi żona powiedziała, żeby z tym chłopakiem na wszelki wypadek sam do windy nie wsiadał - opowiada inny z sąsiadów, mieszkaniec tego samego wieżowca. - Ale agresywny na pewno nie był, nikogo nie zaczepiał - zaznacza.
Noc była cicha
Tej nocy, gdy doszło do zbrodni, sąsiedzi pani Joanny, niczego nie słyszeli. Podobnie jak wcześniej, bo u rodziny państwa K. zawsze było spokojnie. - To była spokojna rodzina i my nigdy żadnych krzyków, wrzasków, nie słyszeliśmy. Gdyby było inaczej może sami zwrócilibyśmy uwagę, ale tak... U nas na osiedlu nigdy wcześniej czegoś takiego nie było, a mieszkamy tu ponad 40 lat - mówią nasi rozmówcy, mieszkańcy jednego z lokali blisko miejsca zbrodni. - To ogromna tragedia - dodają ze smutkiem.
Panią Joannę sąsiedzi zapamiętali jako atrakcyjną i elokwentną kobietę, która często wychodziła z domu. - Zawsze schodziła schodami, nigdy windą - opowiadają. Widywali ją także na spacerach z synem. Nikt nie przypuszczał, że w tej rodzinie, jednej z wielu przyjezdnych na lotniczym osiedlu, może dojść do tak brutalnej, szokującej zbrodni.
Śledczy nie zdradzają informacji o stanie zdrowia Łukasza K. Teraz czeka go areszt oraz badania psychiatryczne, które na wniosek sądu przeprowadzi powołany w tym celu biegły. Chodzi o weryfikację poczytalności 21-latka.
Jak przypominają prokuratorzy, za morderstwo grozi kara od 10 lat więzienia do dożywocia.