Rozmowa z Aleksandrą Mirosław, zawodniczką KW Kotłownia Lublin
- Chyba może pani minione 12 miesięcy uznać za niezwykle udane?
– To prawda. 2019 rok był dla mnie bez wątpienia najlepszy w karierze. Obrona tytułu mistrzyni świata, a do tego wywalczenie tytułu mistrzyni Europy. Cieszę się też na wyróżnienia w plebiscytach, to jest naprawdę wielka sprawa i najlepszy rok.
- W której z tych dwóch najważniejszy imprez było trudniej o złoto?
– Chyba jednak trudniejsze było wywalczenie mistrzostwa świata, a później obrona tego tytułu. To jest impreza większej rangi. Konkurencja też jest zdecydowanie większa. Obok igrzysk olimpijskich dla sportowca to mistrzostwo świata w hierarchii wartości i priorytetów zdobycia jest na samej górze. Dopiero potem jest ta najważniejsza impreza na Starym Kontynencie. Tak mi się wydaje i przynajmniej ja tak mam.
- Na horyzoncie są już Igrzyska Olimpijskie, które w 2020 roku odbędą się w Tokio. To chyba teraz dla pani główny cel...
– Rzeczywiście, w 2020 roku skupiam się na igrzyskach. Tak naprawdę całe swoje przygotowania i treningi podporządkowuję właśnie zaplanowanej na sierpień imprezie.
- Mówi się, że nie będzie pani faworytką w Tokio ze względu na różnice w zasadach...
– Rzeczywiście. Nie będę główną kandydatką do złota, ale uważam, że finał jest jak najbardziej w moim zasięgu. I będę o niego walczyć. Zrobię wszystko, żeby być, jak najwyżej. Dostanie się do finału olimpijskiego samo w sobie będzie dużym osiągnięciem, zwłaszcza w dyscyplinie, która debiutuje na tak dużej imprezie. To będzie konkurencja, w której nie jestem specjalistką. To będzie złożenie wszystkich trzech konkurencji wspinaczkowych. A ta moja specjalność będzie po prostu jedną ze składowych. Uważam, że finał jak najbardziej i walka o brązowy medal są w zasięgu.
- Jak to w ogóle się stało, że zainteresowała się pani wspinaczką. Trzeba przyznać, że to dość nietypowy sport...
– Jak zaczynałam się wspinać w 2007 roku, czyli 13 lat temu, to nie była zbyt popularna dyscyplina. W sumie niewiele osób wiedziało, ze coś takiego, jak wspinanie w ogóle istnieje. Wszystko zaczęło się tak naprawdę od mojej starszej siostry, która wciągnęła mnie w ten świat. Marzyłam o tym, żeby być taka, jak ona. Zdobywała wiele medali mistrzostw Polski i pucharów Polski. Marzyłam, że ja też tak chcę. W tym momencie troszeczkę ją prześcignęłam, ale cały czas się wspieramy. Gosia pełniła funkcję mojego trenera, więc rodzinna więź jest utrzymana. Cały czas staramy się wspierać, a nie ze sobą rywalizować.
- Czy obecność wspinaczki w Tokio pomoże tej dyscyplinie jeszcze bardziej się rozwinąć?
– Na pewno przez ostatnie dwa lata, a w ogóle na przestrzeni tych 13 lat od kiedy się wspinam widzę zdecydowany rozwój dyscypliny i wzrost zainteresowania wspinaczką. Sama obecność na plebiscytach sportowych i bycie wśród tych najlepszych: lekkoatletów, pływaków, czy piłkarek ręcznych to już o czymś świadczy. Można powiedzieć, że wspinanie wschodzi na salony.