Zamojscy piłkarze zbuntowali się przeciwko zaległościom finansowym i nie chcą jechać na spotkanie z Ponidziem. - Zamiast Ponidzia będzie po Hetmanie - martwią się zamojscy fani.
Powód piłkarskiej desperacji nie jest niczym nowym i w Zamościu brzmi jak stara śpiewka - brak pieniędzy. - Obiecują, podają terminy, a później okazuje się, że zwyczajnie kłamią. Nie wierzymy już nikomu. Kilku zawodników z podstawowego składu już teraz uciekłoby stąd byle dalej. Uwierzcie. To, co się tu dzieje, to zgroza - mówi jeden z piłkarzy Hetmana.
Wielokrotnie wystawiana na próbę cierpliwość w końcu się wyczerpała. Zawodnicy zapowiedzieli, że jeśli dzisiaj na ich koncie nie znajdą się pieniądze, nie pojadą na ostatnie w tym roku spotkanie do Pińczowa. Teraz, nad rozbrojeniem tykającego niewypału, mają zastanowić się działacze. - A to wyjątkowej klasy saperzy - zżymają się zawodnicy i dodają: Na kolejne słowa już się nie damy nabrać, interesują nas wyłącznie konkretne czyny - ostrzegają desperaci z zespołu trenera Krzysztofa Łętochy.
Piłkarze Hetmana upominają się o należne im pensje od dłuższego czasu. Ostatnio, w geście protestu, zdecydowali się zrezygnować z udziału w treningu. Ostatecznie wyszli na boisko, ale skończyło się na delikatnej grze w dziadka. - To sytuacja nie komfortowa dla wszystkich. To wszystko - rzuca poproszony o komentarz II trener Hetmana Krzysztof Rysak.
- Niech lepiej chłopcy uważają, żeby nie strzelić sobie samobója. To zły moment na strajk, powinni byli zdecydować się na ten krok wcześniej. Teraz może się to obrócić przeciwko nim. Mogą posypać się kary finansowe albo zawieszenia. Z kolei wyjazd do Pińczowa to niemal pewne trzy punkty, a sytuacja w tabeli nie jest zbyt różowa - mówi anonimowo jeden z byłych zawodników drugoligowego Hetmana.
Wczoraj, po zamknięciu tego wydania Dziennika Wschodniego, miało dojść do spotkania sztabu trenerskiego z działaczami. Dzisiaj z klubowymi decydentami spotkają się działacze.