Przemysław Mierzwa obronił rzut karny a Łukasz Misztal zdobył dla Motoru gola na wagę trzech punktów
Podopiecznym trenera Ryszarda Kuźmy nigdy nie brakowało ambicji. W sobotę także nie żałowali zdrowia i w arcytrudnych warunkach zacięcie rywalizowali z Wartą. Obfite opady przed konfrontacją i siąpiący deszcz w trakcie spotkania na pewno nie sprzyjały płynnej grze. Atut własnego boiska momentami był pojęciem abstrakcyjnym. Nie zawsze można było przewidzieć, jak zachowa się piłka. A ta raz zatrzymywała się w kałuży lub błocie, a czasami dostawała większego poślizgu.
- Zastanawiałem się, czy walka na takiej murawie nie utrudni nam zadania - powiedział Daniel Koczon, piłkarz Motoru. - Sędzia zdecydował jednak o grze i musieliśmy zrobić wszystko, aby zainkasować komplet punktów. - My wolimy pograć piłką, a w sobotę to nie było możliwe - dodał Marcin Popławski, napastnik lubelskiej drużyny.
W pierwszej połowie goście tylko raz zagrozili bramce Motoru. Na początku meczu z dystansu uderzył Błażej Janowski, ale interwencja Przemysława Mierzwy była pewna. Na polu karnym Warty dużo częściej dochodziło do spięć. Mimo fatalnej aury lublinianie potrafili stworzyć kilka strzeleckich okazji. Sam Mateusz Kołodziejski dwukrotnie znalazł się w znakomitych sytuacjach. W 23 min akcję zainicjował Paweł Maziarz, podał do Daniela Koczona, ten urwał się opiekunowi i dokładnie dośrodkował. - Chyba dobrze złożyłem się do tej centry, uderzyłem głową, ale na linii znalazł się obrońca, który wybił piłkę na róg - wyjaśnił Mateusz Kołodziejski. - I znowu muszę poczekać na trafienie. Szkoda, bo okazje są.
Kilka minut później przed szansą stanął Marcin Popławski. Uderzył z 17 metrów, jednak piłka po nodze rywala przeleciała tuż obok słupka. W 32 min z rzutu wolnego huknął Łukasz Misztal. Była to pierwsza przymiarka tego zawodnika, która jeszcze nie zaskoczyła Szmatuły. Chwilę później Motor znowu przeprowadził ładną akcję. Popławski strzelił z 12 m, bramkarz Warty odbił piłkę, a poprawka Kołodziejskiego trafiła w... boczną siatkę.
Po zmianie stron goście nieoczekiwanie mogli uzyskać prowadzenie. Arbiter zawodów dopatrzył się przewinienia obrońcy Motoru i podyktował rzut karny. Wydawało się, że decyzja sędziego była mocno na wyrost. - Najpierw dostałem łokciem w brzuch, później trochę przytrzymywałem przeciwnika za koszulkę i to wychwycił arbiter - przyznał Marcin Syroka.
Piłkę na jedenastym metrze ustawił Marcin Wojciechowski, ale najwyraźniej przeliczył się z siłami. Poza tym miał przed sobą Mierzwę, który wygrał wojnę nerwów i obronił karnego. Jego postawa dodatkowo zmobilizowała gospodarzy, którzy zaatakowali z większym animuszem. W 61 min Misztal zmusił do maksymalnego wysiłku bramkarza Warty, a trzy minuty później już nie dał mu szans.
Łukasz nie bawił się w subtelne rozegranie rzutu wolnego. Kropnął mocno, pod poprzeczkę, zdobywając swojego pierwszego gola w brawach Motoru. Szanse na podwyższenie wyniku miał też Paweł Kowalczyk, lecz minął się z dośrodkowaniem Koczona. Bernard Ocholeche również był bliski trafienia, jednak został popchnięty w polu karnym, a pan Paweł Płoskonka już nie był tak drobiazgowy jak wcześniej, kiedy dojrzał faul Syroki.
Sędzia z Tarnowa nie zobaczył też przewinienia na Pawle Maziarzu, jednak nie miał wątpliwości, aby przy innej okazji ukarać naszego zawodnika żółtą kartką, która eliminuje pomocnika Motoru z następnego spotkania. Kartek dla gospodarzy było więcej, ale najważniejsze, że nie miało to wpływu na końcowy rezultat sobotniego meczu.
Motor Lublin - Warta Poznań 1:0 (0:0)
Misztal w 64 min.
SKŁADY
Motor: Mierzwa - Syroka, Ptaszyński, Płotka, Misztal (77 Maciejewski) - Maziarz (90 R. Król), Żmuda, Ocholeche, Kołodziejski (62 Kowalczyk), Koczon, Popławski.
Warta: Szmatuła - Kaczorowski, Ignasiński (34 Truszczyński), Marcinkiewicz, Jankowski, Magdziarz, Ngamayama, Najewski, Wojciechowski (79 Pawlak), Wan, Iwanicki (60 Bekas).
Żółte kartki: Ocholeche, Maciejewski, Maziarz, Kowalczyk, Popławski (M) - Wan (W).
Sędziował: Paweł Płoskonka (Tarnów). Widzów - ok. 1,5 tys.