ROZMOWA z Julią Adamowicz, koszykarką Pszczółki Polski Cukier AZS UMCS Lublin
- Jak spędzasz teraz czas?
– Jestem w dosyć komfortowej sytuacji, bo w swoim domu pod Poznaniem mam ogródek i kosz, także codziennie trenuję. Odpoczywam też, oglądam dużo seriali i czytam książki.
- Kiedy kilka tygodni temu pojawiła się informacja, że sezon w Energa Basket Lidze Kobiet może być skrócony, to jak na to zareagowałaś?
– To się wydarzyło w dwa dni. Pierwszego dnia przyszłam na trening i powiedziano mi, że może tak właśnie być. Trochę to wyśmiewałam i mówiłam: „Tak, na pewno. Nie ma takiej możliwości. Ludzie trochę zbyt poważnie do tego podchodzą”. Kiedy przyszłam następnego dnia i usłyszałam, że jest koniec sezonu, to nie wierzyłam w to. Czułam duży niedosyt, bo to był najważniejszy moment w sezonie, czyli play-offy. Wiedziałyśmy, że mamy duże szanse na zdobycie medalu. Miałyśmy fajną drużynę, fajną atmosferę i musiałyśmy w dwa dni się pożegnać. Nawet nie mogłyśmy się spotkać.
- W Lublinie mówi się o „klątwie pierwszej rundy play-off”. Kiedy już udało się skompletować skład, który mógłby powalczyć o coś więcej, to sezon został skrócony. Jakieś fatum ciąży nad tym miastem…
– (śmiech) Może fatum, może nie. Pierwszy raz jest taka sytuacja, że sezon został zakończony w taki dziwny sposób. Jest na pewno rozczarowanie i niedosyt, bo teraz strasznie mi brakuje koszykówki. Nie mam z kim grać i tak naprawdę ćwiczę tylko technikę indywidualną. To przypomina treningi, ale ta rywalizacja, spędzanie czasu z dziewczynami – codziennie się widywałyśmy, a teraz nie widuję nikogo – tego najbardziej mi brakuje.
Jest też niepewność – co będzie w przyszłym sezonie, kiedy się skończy ta epidemia. To jest nasza praca i ja nie wiem, co się stanie. Nie wiemy, ile będzie drużyn, gdzie każda z nas będzie grać. To jest dosyć przerażająca perspektywa.
- Tak trochę w ramach podsumowania sezonu. Widać było, że trener Krzysztof Szewczyk dobrze poskładał elementy tej układanki.
– Tak. Z meczu na mecz to wyglądało coraz lepiej. Kibice coraz chętniej przychodzili, bo zwycięstw też było bardzo dużo. Jeżeli przytrafiały się porażki, to nie różnicą 20 punktów, tylko po zaciętej walce jak z Arką Gdynia, czyli z zespołem, który zdobył złoty medal. Widać było, że nawet w przegranych spotkaniach zostawiałyśmy serce na parkiecie. Wydaje mi się, że z meczu na mecz polepszała się też atmosfera w drużynie, bo każda wygrana dawała wiatr w żagle. Nikt na nikogo się nie obrażał, tylko każda przychodziła z uśmiechniętą miną. Każda z nas wiedziała, jaki mamy cel i do czego dążymy.
- Jak oceniasz swoje występy?
– Uważam sezon za udany. Wiadomo, zdarzały się gorsze mecze. Przed każdymi rozgrywkami wyznaczam sobie pewne cele. Tym razem miałam mniej czasu, żeby je zrealizować, z wiadomych powodów. Uważam, że w każdym meczu grałam dla drużyny, chciałam, żebyśmy wygrywały. Nie przywiązywałam tak dużej wagi do statystyk indywidualnych. Zależało mi na realizacji celu, który był postawiony przed sezonem, czyli awans do najlepszej „czwórki”. Na pewno pod względem atmosfery to był jeden z lepszych sezonów, bo nie przypominam sobie, żeby w jednej drużynie było tyle tak fajnych dziewczyn.
- Pamiętam, jak za czasów trenera Wojciecha Szawarskiego bardzo popularnym słowem było wyrażenie „mikrourazy”. Teraz takich kontuzji było zdecydowanie mniej.
– To było bardzo widoczne, że w tym sezonie nie było aż tylu tych urazów. Były też takie, o których nie było wiadomo – kiedy w ciągu tygodnia przygotowywałyśmy się pod jakiegoś przeciwnika. Koniec końców, taka zawodniczka i tak występowała w meczu. Był duży kontrast między wcześniejszym sezonem a tym. Ja pauzowałam w ostatnim meczu ze Ślęzą, bo miałam uraz biodra. Trener chciał mi dać odpocząć, żebym była gotowa na play-offy.
- Jak wygląda twoja przyszłość?
– Jeszcze jest zbyt wcześnie, żeby o tym mówić, bo same kluby nie wiedzą, w jakiej sytuacji finansowej będą. Z tego co wiem, nie podpisują teraz kontraktów. Pewnie z różnych zespołów odejdą niektórzy sponsorzy, dlatego kluby nie wiedzą, na czym stoją. Może być ciężko w przyszłym sezonie.
- Bierzesz pod uwagę występy w Lublinie?
– Jasne. To wszystko zależy od tego, jak będzie wyglądał przyszły sezon. Nie wiemy, kiedy epidemia się skończy i jakie będzie miała skutki. Nie mówię „nie”, tylko czekam po prostu na propozycje.