ROZMOWA Z Wojciechem Szawarskim, szkoleniowcem koszykarek Pszczółki Polskiego Cukru AZS UMCS Lublin
- Od zakończenia sezonu minęło już sporo czasu. Jak, tak już na spokojnie, ocenia pan ten swój debiutancki sezon w roli szkoleniowca Pszczółki?
– Generalnie uważam, że był udany, choć pewien niedosyt oczywiście jest. Skończyliśmy z dwoma kontuzjami i to zamazało nieco obraz, bo powinniśmy podjąć bardziej zaciętą walkę w play-off. Trafiliśmy jednak na mocnego przeciwnika, który został mistrzem Polski i w tak okrojonym składzie nie mieliśmy szans, żeby powalczyć. CCC pokazało klasę.
- Można powiedzieć, że decydujący okazał się sezon zasadniczy i to że nie udało się wywalczyć rozstawienia, mimo iż były na to szanse.
– Tak naprawdę przez cały sezon mieliśmy jedną poważną wpadkę, z Sosnowcem u siebie. Wygranie tego jednego meczu nic by nam nie dało, bo do piątego miejsca zabrakło nam trzech zwycięstw. Oczywiście, można było wygrać u siebie jeszcze z Energą, Basketem czy Ślęzą, ale to bardzo dobre zespoły i żeby je pokonać, trzeba było mieć swój dzień.
- No i później te kontuzje. Kolejny już raz decydują o losach Pszczółki w play-off. Przed pana przyjściem do zespołu było podobnie.
– To, że są kontuzje, to nic nadzwyczajnego. To koszt profesjonalnego uprawiania sportu. Niestety, ale w naszych realiach finansowych mamy do wyboru zatrudnić 12 przeciętych zawodniczek i grać stabilnym składem o dziewiąte miejsce albo osiem, w tym kilka topowych, które pozwolą na walkę o najwyższe cele. Wybraliśmy ryzyko.
- Za rok też tak będzie?
– Mam nadzieję, że uda się zgromadzić większy budżet i będziemy mogli zatrudnić więcej zawodniczek, prezentujących ekstraklasowy poziom. Ale jeżeli znów pojawi się taka konieczność i na mnie spadnie podjęcie decyzji, to wolę dalej ryzykować dla choćby niewielkiej szansy gry o medale. W sporcie liczą się trofea.
- Jest pan zadowolony z postawy wszystkich zawodniczek w minionym sezonie czy niektóre pana rozczarowały?
– Rozczarowanie to nie jest dobre słowo, ale mam świadomość, że jedna czy dwie mogłyby dać coś więcej zespołowi. Tyle, że to nie zawsze wina zawodniczek. Czasem to trener mus popracować, żeby je odblokować psychicznie, lepiej wykorzystać ich umiejętności. Na pewno zależało mi na tym, żeby wszystkie czuły moje zaufanie i wierzę, że tak było. Ja mogę powiedzieć, że z większości jestem zadowolony. Jako drużyna graliśmy bardzo ambitnie.
- To ile z tych ambitnych zawodniczek zostanie w Lublinie na przyszły sezon?
– Odbyliśmy już sporo rozmów, z jednymi jesteśmy bliżej porozumienia, z innymi dalej, ale o konkretnych liczbach i nazwiskach nie mogę jeszcze mówić. Jeżeli to będzie możliwe, chcielibyśmy uniknąć rewolucji kadrowej.
- Jeżeli to będzie możliwe…
– Wiadomo, że niektóre zawodniczki mają za sobą bardzo dobry sezon, wykręciły świetne statystki i ciężko będzie je zatrzymać za te same pieniądze.
- Odejście Feyondy Fitzgerald i Uju Ugoki byłoby dużą stratą.
– Na pewno tak, dlatego zrobimy wszystko, żeby je zatrzymać.
- Dajana Butulija powiedziała, że może zostać w Lublinie.
– Jest na to szansa. Wciąż rozmawiamy.
- Podobno do Pszczółki może wrócić Katarzyna Trzeciak.
– Jest w naszym kręgu zainteresowań.
- Kiedy pierwsze oficjalne informacje kadrowe?
– Myślę, że jeszcze w maju powinniśmy poinformować o pierwszych konkretach.