(fot. Maciej Kaczanowski)
Rozmowa z Davidem Dedkiem, trenerem Pszczółki Start Lublin
Jak pan podsumuje występ zespołu w konfrontacji z Enea Zastal BC Zielona Góra?
- Zastal to zespół, który wygrywał w tym sezonie już z CSKA Moskwa czy Chimkami, a to przecież czołowe drużyny w Europie. Mecz rozstrzygnął się w trzeciej kwarcie. Był wówczas taki moment, że jednym i drugim nie szło, a wtedy Zastal nagle się przełamał. Kiedy zielonogórzanie odskoczyli na pewien dystans, to poczuli się znacznie pewniej i zaczęli trafiać do kosza z wysoką skutecznością. Gratuluję rywalom świetnej dyspozycji w sezonie zasadniczym. Dla nas był to trudny okres. Mieliśmy w zespole mnóstwo kontuzji i zmian. Tylu rotacji nie było odkąd jestem w Lublinie. To sprawiło, że w wielu sprawach musieliśmy wracać ciągle do samego początku. Przed nami teraz kilka dni wolnego, które wykorzystamy na pracę nad zgraniem zespołu, aby móc w fazie play-off walczyć okolejne zwycięstwa.
W waszej grze, zwłaszcza w ofensywie, widać poprawę...
- W Toruniu i Bydgoszczy zdobywaliśmy około stu punktów w meczu. W sobotę już do przerwy mieliśmy ich aż 51. Gra w ataku się poprawiła i widać, że między zawodnikami jest coraz większe zrozumienie. Nie jesteśmy jednak jeszcze w stanie grać przez 40 min na tym samym poziomie, dlatego mamy nad czym pracować.
Słabiej wyglądacie za to w obronie. Dlaczego?
- To związane jest z problemami, które mieliśmy w tym sezonie. Długo z nami nie było Sherrona Dorsey-Walkera, który był kontuzjowany. Na pewien czas wypadł nam też Martins Laksa. Dustin Ware niedawno do nas dołączył. To samo tyczy się przecież także Thomasa Davisa. To sprawia, że defensywa, zwłaszcza w aspekcie zespołowym, wciąż wymaga dopracowania.
Sherron Dorsey-Walker osiągnął w ostatnich dniach wysoką dyspozycję. Czy pomogła mu w tym przerwa związana z kontuzją?
- Nie. Na początku sezonu on już potrafił decydować o losach spotkań. To dzięki jego rzutom wygrywaliśmy w końcówkach trudne mecze.
Dlaczego w sobotę na parkiecie nie pojawił się Yannick Franke?
- Mamy szeroką rotację i sporo chętnych do grania. Po kontuzji wrócił Laksa, więc chciałem, aby złapał więcej gry. Pierwsze wejście w jego wykonaniu nie było najlepsze, ale w drugiej połowie złapał już swój rytm. Trzeba było poświęcić czyjeś minuty i w sobotę padło na Yannicka.
Przed wami faza play-off. Myśli pan, że w warunkach pandemii uda się ją rozegrać w miarę normalnie?
- Nie mam odpowiedzi na to pytanie, bo to nie zależy od nas. Dostosujemy się do warunków, które będą panować w kraju.
W obliczu gry bez kibiców własna hala nadal jest dużą przewagą?
- Własna hala zawsze daje przewagę, ale przy meczach bez publiczności wydaje się ona być mniejsza niż wcześniej.