ROZMOWA Z Davidem Dedkiem, trenerem TBV Startu Lublin
- Mam wrażenie, że potrzebowaliście takiego meczu i takiego zwycięstwa, jak to z AZS Koszalin...
– Zdecydowanie. Weszliśmy w to spotkanie na wysokiej intensywności i to pozwoliło nam zbudować sporą przewagę. Wiedziałem, że to będzie trudny mecz. Rywale zmienili trenera i na pewno zagrali lepiej, niż im się to zdarzało do tej pory. Byliśmy również przygotowani na to, że będą zmieniali obronę. Tak rzeczywiście było, bo koszalinianie płynnie przechodzili z krycia indywidualnego do strefowego. AZS to dobry zespół i widać to było zwłaszcza w drugiej połowie, kiedy zeszło z nich ciśnienie.
- Za to u was po przerwie pojawiło się zbyt dużo spokoju. Najbardziej ucierpiała pana deska trenerska...
– Rzeczywiście, w trzeciej kwarcie połamałem swoją deskę. Za dużo było w naszej grze rozluźnienia. Zamiast dobić rywala, to pozwoliliśmy mu nabrać pewności siebie. Graliśmy zbyt wolno i zbyt miękko.
- Narzekał pan ostatnio na skuteczność swoich podopiecznych w rzutach z dystansu. W piątek chyba nie może pan mieć do nich o to pretensji?
– W koszykówce jest tak, że rzut czasami siedzi, a czasami nie. W piątek było z tym elementem dobrze. Przeciwko obronie strefowej trzeba trafiać z dystansu. Jeżeli jest z tym problem, to wtedy gra się dużo trudniej.
- Jestem zbudowany postępem, który czyni Devonte Upson.
– Uczymy się jego, a on uczy się zespołu. To bardzo wartościowy zawodnik, który ma wiele atutów. On dużo pracuje nad sobą i widać, że coraz lepiej ustawia się na boisku. To przekłada się na lepsze pozycje do oddania rzutu. Na pewno jest obecnie na dużo wyższym poziomie, niż na początku sezonu.
- Kiedy do zespołu dołączy gracz na pozycję numer dwa?
– Jesteśmy w trakcie rozmów z kilkoma zawodnikami. To jest jednak trudny okres. Zawodnicy, którzy dobrze grają mają już swoje zespoły. Z kolei ci co nie grają, to są zazwyczaj słabo przygotowani. Skupiamy się więc na graczach, którzy są niezadowoleni z roli, jaka odgrywają w drużynie, ale są w regularnym treningu. Chcemy, aby powrót do intensywnej gry zajął im jak najmniej czasu. Zresztą ile taka przerwa robi widać na przykładzie Antona Gaddeforsa. To bardzo dobry jakościowo i mądry zawodnik. Miał jednak długą przerwę i teraz jest w takim stanie, w jakim są zawodnicy w trakcie okresu przygotowawczego. Ma miękkie nogi, łapie zadyszkę i nie może ustabilizować rzutu. To jest normalne na tym etapie treningu.
- Nie żałuje pan, że nie przyjął go do drużyny już w lecie? Wiem, że Anton sam o to zabiegał.
– Ale on gra na tej samej pozycji co Marcin Dutkiewicz. Mamy też wieloletnią umowę z Wojciechem Czerlonko. Nie było sensu dublować ich pozycji.
- Kiedy Marcin Dutkiewicz wróci do treningów?
– Cieszymy się, że Marcin jest już zdrowy. Do treningów wróci najprawdopodobniej w grudniu.