TBV Start Lublin po dziewięciu kolejkach znajduje się na trzecim miejscu w tabeli. Ostatni mecz z GTK Gliwice pokazał, jak ważną rolę we współczesnej koszykówce odgrywa sfera mentalna
Wyniki osiągane w tym sezonie przez „czerwono-czarnych” zaskakują wszystkich ekspertów. Teoretycznie Start powinien okupować dolne rejony tabeli, bo ma jeden z najniższych budżetów w lidze. Jak to się dzieje, że to jednak lublinianie są znacznie wyżej klasyfikowani niż znacznie bogatsze Śląsk Wrocław czy Legia Warszawa?
Odpowiedź na to pytanie wydaje się być bardzo prosta i leży w psychice zawodników. W poprzednim sezonie Start mógł mieć nawet nieco lepszy skład, ale nie potrafił dostać się do fazy play-off. Teraz skład wydaje się być gorszy i mieć więcej luk, a jednak wyniki są fantastyczne. – W tym sezonie postanowiłem skoncentrować się tylko na najbliższym spotkaniu. Tylko ono się liczy. W tabelę zajrzę na samym końcu. Inna sprawa, że zmieniło się też postrzeganie Startu w całej Polsce. Od dwóch lat nikt nie przyjeżdża do Lublina po pewne zwycięstwo. Każdy wie, że w hali Globus trzeba zostawić mnóstwo zdrowia – mówi David Dedek, opiekun Startu.
„Czerwono-czarni” wyglądają na bardzo mocną mentalnie drużynę. W czwartek nie byli lepszą drużyną od GTK Gliwice. Wygrali jednak, bo byli bardzo pewni siebie. Kiedy liderzy GTK, Duke Mondy i Brandon Tabb, zaczęli się coraz bardziej irytować swoimi błędami, lublinianie postanowili wykorzystać ten moment i odskoczyć przeciwnikowi. Stalowe nerwy pokazał zwłaszcza Tweety Carter. Już na początku sezonu Dedek mówił o jego ponadprzeciętnej boiskowej inteligencji. Początkowo można było odbierać te słowa jako próbę podbudowania gracza. Kiedy jednak sezon się rozkręcił, doświadczony Amerykanin potwierdził opinię trenera. 33-latek ma znakomity przegląd pola, a także podejmuje właściwe decyzje rzutowe. Nic więc dziwnego, że spędza najwięcej czasu na parkiecie spośród wszystkich zawodników Startu.
Dedek świetnie umie również zarządzać swoimi zawodnikami. Kiedy kontuzji w meczu z PGE Spójnią Stargard doznał Kacper Borowski, to w jego buty znakomicie wszedł Damian Jeszke. – Sport bywa brutalny i na nieszczęściu jednego zawsze korzysta ktoś inny. Pod względem mentalnym byłem znakomicie przygotowany do tego momentu. Pomogło mi rozegranie jednego spotkania w rezerwach. Rzuciłem w nim sporo punktów i poczułem pewność na parkiecie. W koszykówce wiele rzeczy rozgrywa się właśnie w głowie – mówi Damian Jeszke.
Dedek nie pozwala również załamywać się Borowskiemu swoim urazem. Zabrał go nieco ponad tydzień temu do Sopotu i wpuścił na boisko na 3 minuty, po czym na konferencji prasowej podkreślił, jak jego krótkie wejście wpłynęło pozytywnie na obronę Startu. W czwartek Borowski już grał więcej, choć do normalnych treningów wrócił dopiero dzień wcześniej. Nic dziwnego, że 25-letni podkoszowy po meczu tryskał optymizmem. – Czuję się coraz lepiej i na mecz ze Śląskiem będę już gotowy – zapowiada Borowski.