Rozmowa z Katarzyną Kiedrzynek, bramkarką reprezentacji Polski
- Jak się pani grało w rodzinnym Lublinie?
– Ten mecz to spełnienie moich marzeń. Zawsze chciałam zagrać w swoim rodzinnym mieście. Dziękuję Lubelskiemu Związkowi Piłki Nożnej ze Zbigniewem Bartnikiem na czele za danie mi takiej możliwości. Liczę, że tu jeszcze w przyszłości wrócimy, bo Arena Lublin jest rewelacyjnym stadionem.
- Jak oceni pani ten mecz pod względem sportowym?
– To był dobry mecz. Zresztą od pewnego czasu na tle silnych rywali prezentujemy się naprawdę obiecująco. Myślę, że udowadniamy, że potrafimy grać z wymagającymi przeciwnikami. Uważam jednak, że to nie jest szczyt naszych możliwości i możemy grać jeszcze lepiej.
- Mogła pani zrobić coś więcej przy straconym golu?
– Gdybym wiedziała jak uderzy Valentinie Cernoi, to mogłabym zaliczyć udaną interwencję. Takie wykonanie rzutu wolnego jednak mnie zaskoczyło. Piłkę zobaczyłam w ostatnim momencie i nie miałam jak obronić tej piłki. Na szczęście szybko podniosłyśmy się i odrobiłyśmy straty.
- Później można było ten mecz jeszcze wygrać...
– To prawda, ale gdybanie nie ma sensu. Bramki mamy strzelać w meczach eliminacji mistrzostw Europy, a nie w spotkaniach towarzyskich. Do kwalifikacji Euro zostało jeszcze trochę czasu i wiele może się wydarzyć. Nie pompujmy jednak zbytnio balonika.