Górnik myśląc jeszcze o miejscu w górnej ósemce, gwarantującym bezpieczne utrzymanie i spokojną grę po części zasadniczej sezonu, musiał w Gdańsku pokusić się o zwycięstwo. Ale trudno było o tym marzyć, skoro wiosną podopieczni Jurija Szatałowa spisują się poniżej oczekiwań i w pięciu ostatnich meczach w ogóle nie potrafili wygrać.
W dodatku musieli zmierzyć się z zespołem wiosną punktującym regularnie i groźnym dla każdego. Lechia w tym roku na własnym stadionie straciła tylko dwa punkty i ani jednego gola!
Szatałow wciąż rotuje w składzie. Tym razem w jedenastce zabrakło mającego problemy zdrowotne Tomislava Bożicia, z którym właśnie został przedłużony kontrakt oraz Evaldasa Razulisa, rozczarowującego na całej linii.
W tej sytuacji Fedor Cernych powędrował do ataku, a Maciej Szmatiuk został cofnięty do obrony. Od pierwszej minuty reaktywowani zostali też Filip Burkhardt i Miroslav Bożok, a na ławce znowu zasiadł kapitan Veljko Nikitović.
Od początku spotkania swoje warunki narzucili gospodarze, cały czas przenosząc ciężar gry na połowę łęcznian. Zawodnicy Jerzego Brzeczka robili wrażenie bardziej zdeterminowanych, wiedzących po co wyszli na boisko. Górnik natomiast czekał przyczajony i trudno było dostrzec, czy ma jakiś plan lub pomysł na grę w piłkę.
"Zielono-czarni” mieli poważny problem, aby wymienić kilka podań, nie mówiąc już o jakimś zagrożeniu. Do przerwy oddali tylko jeden strzał, w dodatku niecelny.
Lechia parła do przodu, ale nie stwarzała klarownych okazji. Niebezpiecznie robiło się tylko po kilku uderzeniach z dystansu Stojana Vransjesa i jednym Sebastiana Mili. Jednak mijały one cel lub udanymi interwencjami popisywał się Sergiusz Prusak.
Raz też duże kłopoty powstały po stracie Tomasz Nowaka, które wślizgiem zażegnał Lukas Bielak. Bierna postawa zemściła się w 39 min. Miejscowi szybko wymienili podania, Bruno Nazario wycofał piłkę do Vranjesa, który po nodze Macieja Szmatiuka wpakował ją do siatki.
– Każdy z nas wkłada serducho w mecz. Mamy założenia, które musimy zrealizować w ciągu 90 minut i na razie to robimy, bo zdobyliśmy gola – mówił w przerwie Grzegorz Wojtkowiak.
– Bramkę straciliśmy prawie do szatni i musimy odrobić tę stratę. Jednak lekko nie będzie. Jerzy Brzeczek mówi, że jesteśmy zespołem cwaniaków? Nie ma co cwaniakować. Trzeba grać w piłkę i strzelać gole – komentował natomiast Łukasz Mierzejewski.
Jeśli pierwsza połowa była słaba, to co powiedzieć o tym co działo się po przerwie?! Lechia od razu zaczęła grać swoje i Prusak miał ręce pełne roboty. W 51 min nie miał jednak szans, gdy po asyście Mili sytuację sam na sam wykorzystał Nazario.
To był pojedynek gdańszczan z łęczyńskim bramkarzem, ratującym twarz kolegom. Górnik nie istniał w defensywie i ofensywie (przez 90 minut dwa niecelne strzały!). Dwie jednoczesne zmiany nie przyniosły żadnych rezultatów. Dopiero wejście na murawę Nikitovicia uspokoiło wydarzenia, ale i miejscowi nie byli już tak zdecydowani. W przeciwnym razie skończyłoby się na prawdziwym blamażu…
– Brak słów. Lechia nas stłamsiła, zagraliśmy fatalnie. Mogę tylko przeprosić kibiców – skomentował krótko Prusak.
Lechia Gdańsk – Górnik Łęczna 2:0 (1:0)
BRAMKI:1:0 – Stojan Vranjes (39), 2:0 – Bruno Nazario (51).
SKŁADYM
Lechia: Bąk – Wojtkowiak, Janicki (83 Łukasik), Gerson, Wawrzyniak – Makuszewski, Borysiuk, Vranjes, Mila (66 Wiśniewski), Nazario (76 Buksa) – Colak.
Górnik: Prusak – Mierzejewski, Bielak, Szmatiuk, Mraz – Bonin, Nowak, Rudik (64 Nikitović), Burkhardt (55 Razulis), Bożok (55 Kalinowski) – Cernych.
Żółte kartki: Colak, Mila, Makuszewski – Mraz, Kalinowski, Bielak. Sędziował: Daniel Stefański (Bydgoszcz).
Widzów: 23 990.