Rozmowa z Mirosławem Hajdą, trenerem Motoru Lublin
- Zakończyliście rok serią pięciu zwycięstw z rzędu. Chcieliście przełożyć mecz z Wisłą Puławy, ale ostatecznie spotkanie doszło do skutku i chyba wyszło wam to na dobre?
– Patrząc po końcowym wyniku, to na pewno tak. Runda była ciężka z punktu widzenia psychicznego, zarówno dla sztabu trenerskiego, jak i zawodników. Nikt nam nie pomagał tak, jak byśmy chcieli, ale to już jest historia. Musieliśmy się przebijać i udowadniać pewne rzeczy, żeby na koniec wyszło na nasze. Pokazaliśmy problemy w zespole, z którymi musieliśmy sobie poradzić. Z Wisłą rzeczywiście nie chcieliśmy grać, ale po ostatnim spotkaniu ligowym trzeba było wprowadzić dużo luzu, śmiechu oraz zabawy w treningach, żeby trudy ciężkiej rundy z nas zeszły. Myślę, że to się udało i postawiliśmy tylko kropkę nad „i”.
- Tydzień wcześniej, na koniec ligowych zmagań dogoniliście lidera tabeli. Może być pan chyba zadowolony, że po oddaniu się do dyspozycji zarządu po porażce z Jutrzenką Giebułtów jednak nie stracił pan pracy?
– Jestem zadowolony z wyniku i z drużyny. O resztę chyba trzeba by było zapytać prezesa i działaczy. Trzeba jednak pamiętać, że uciekło nam parę głupich punktów. Między innymi chodzi mi o remis z Koroną II Kielce na Arenie Lublin, w meczu, w którym sędziowie nie uznali nam prawidłowo strzelonych bramek. Podobnie było z golem zdobytym przeciwko Hutnikowi Kraków. Na pewno wszystko nam szło jak po grudzie, zwłaszcza na początku sezonu. Aczkolwiek nigdy nie jest łatwo, gdy tworzy się nowy zespół i trzeba wszystko budować, a jeszcze przy okazji wygrywać. Pokazaliśmy jednak, że jesteśmy dobrze przygotowani do sezonu i gramy do końca na dobrym poziomie motorycznym oraz piłkarskim. Dlatego kończymy rundę w dobrych humorach, choć czeka nas ciężka praca zimą.
- Czy to była dla pana najtrudniejsza runda w roli trenera?
– Pod względem pracy to nie. Natomiast pod kątem całej otoczki… Cóż, pewnych rzeczy się nie spodziewałem, ale tak to bywa w życiu.
- Mimo wszystko, kibice nie nawołują już na stadionie do pańskiej dymisji…
– Nie będę tych spraw komentował. Mamy koniec rundy i każdy sobie dopowie, to, co chce i widzi. Ja więcej na ten temat mówić nie chcę.
- Co było dla pana momentem zwrotnym w trakcie pierwszej części sezonu?
– Pewna sytuacja, do której miałem się już nie odnosić. To było bardzo ważne, bo podejmując określoną decyzję, „zrobiliśmy” szatnię. I tylko dzięki temu możemy rozmawiać o minionej rundzie w sposób pozytywny. Zespół na pewno widzi, że nie ma „świętych krów” i wszyscy jesteśmy równi, niezależnie od tego, co osiągnęliśmy. Teraz wszystko może pójść tylko w dobrym kierunku.
- Jak długo będzie trwał okres roztrenowania?
– W poniedziałek mieliśmy zajęcia na siłowni, a we wtorek, środę oraz czwartek badania. Potem od 11-12 grudnia mamy odbudowę siłową, która będzie trwać do świąt. Po świętach zawodnicy będą mieli do wykonania pracę indywidualną, która potrwa do 13 stycznia. I do godziny 12 mailowo mają przesyłać nam informacje, że wszyscy wykonali swoje zadania. Zaś 13 stycznia rozpoczniemy okres przygotowawczy całą kadrą zespołu, a potem zaczną się sparingi. Będziemy w nich grać praktycznie z samymi drugoligowcami, czyli z zespołami, od których warto czasami dostać lanie, choć wcale nie twierdzę, że tak będzie. Z takich meczów można wyciągać wiele pozytywnych wniosków.