Chełmianka rozbiła w środowym półfinale okręgowego Pucharu Polski Włodawiankę aż 5:0. Kto spojrzy na sam wynik, ten uzna, że to było: lekkie, łatwe i przyjemne spotkanie dla biało-zielonych. Tak się jednak składa, że do przerwy nie padła żadna bramka, a na drugą połowę gospodarze wyszli w dziewiątkę i... bez trenera.
W pierwszej połowie obie drużyny miały swoje sytuacje. W 21 minucie powinno być 0:1. Po zagraniu ręką Władysława Magdysza sędzia wskazał na „wapno”. A do karnego podszedł Aleksiej Pritulak. Maciej Paszkiewicz wyczuł jednak intencje strzelca i nie dał się zaskoczyć.
Niedługo później dobrą szansę zmarnowali gospodarze, a konkretnie Piotr Pacek. W końcówce pierwszej odsłony najpierw groźnie uderzył Piotr Adamski z ekipy gości, a później „setkę” zmarnował Pacek. Zanim piłkarze rozeszli się do szatni na boisku doszło do porządnej awantury. Magdysz obejrzał drugie „żółtko” i musiał przedwcześnie opuścić boisko. Z decyzją arbitra nie zgadzali się gospodarze. Efekt? Czerwoną kartkę za dyskusje dostał Patryk Błaszczuk. A po chwili to samo spotkało trenera Włodawianki Mirosława Kosowskiego.
A to oznaczało, że czwartoligowiec kolejne 45 minut zagra w dziewiątkę. Miejscowi jeszcze przez niecały kwadrans dobrze się bronili, ale w 59 minucie worek z bramkami rozwiązał Hubert Kotowicz. Po zagraniu wzdłuż bramki Piotra Kożuchowskiego z bliska wpakował piłkę do siatki. I potem poszło już błyskawicznie. Kwadrans później Chełmianka miała w zapasie pięć goli. Dzięki temu nawet tym razem rezerwowy bramkarz przyjezdnych Sebastian Ciołek ostatnie 10 minut zagrał w polu.
– Nie tego się spodziewaliśmy, kibice również. Jest nam po prostu przykro, że tak potoczył się ten mecz. Ja zawsze grałem fair, a to co wydarzyło się na boisku, to były po prostu jaja – mówi Mirosław Kosowski.
– Władek Magdysz pierwszy faul popełnił w czwartej minucie, na środku boiska. Bez ostrzeżenia od razu dostał kartkę. Trzeba przyznać, że to było ostre wejście, wiec z tym można się jeszcze zgodzić. Ale z drugą kartką? Trafił w piłkę, a rywal go przeskoczył, tam nawet nie było żadnego kontaktu. Protestowaliśmy i nasz kapitan po chwili także wyleciał z boiska. Jak schodziliśmy do szatni, to wyraziłem swoją opinię i też dostałem czerwień, nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło – zapewnia popularny „Kosa”.
I dodaje, że jego drużyna dobrze radziła sobie z trzecioligowcem. – Chełmianka miała swoje szanse w pierwszej połowie, ale my także. Tak, jak mówiłem wcześniej, liga jest dla nas najważniejsza jednak w starciu z takim rywalem chłopaki chcieli się pokazać. Walczyliśmy w pierwszej połowie, ale ktoś podciął nam skrzydła. Można powiedzieć, że idea rywalizacji sportowej została uśmiercona – wyjaśnia szkoleniowiec Włodawianki.
W finale okręgowego Pucharu Polski klub z Chełma wiosną zagra z Bratem Cukrownikiem Siennica Nadolna.
Włodawianka Włodawa – Chełmianka Chełm 0:5 (0:0)
Bramki: Kotowicz (59), Myśliwiecki (60), Skoczylas (64), Dąbrowski (65), Wołos (71-z karnego).
Włodawianka: Paszkiewicz – Borcon, Błaszczuk, Gontarz, Musz (78 Misura), Welman (76 Zabłocki), Ilczuk (75 Król), Magdysz, Pacek (70 Kamiński), Kawalec (80 Książak), Waszczyński (72 Woch).
Chełmianka: Szymkowiak – Kożuchowski (80 Ciołek), Wołos, Mazurek, Kotowicz (60 Salewski), Adamski (46 Maliszewski), Wójcik, Bednara (56 Wawryszczuk), Skoczylas, Pritulak (46 Dąbrowski), Myśliwiecki.
Żółte kartki: Magdysz – Bednara.
Czerwone kartki: Magdysz (Włodawianka, 43 min, za drugą żółtą), Błaszczuk (Włodawianka, 43 min, za dyskusje z sędzią), Kosowski (trener Włodawianki, po pierwszej połowie, za dyskusje z sędzią).
Sędziował: Szymon Niemczuk (Chełm).