ROZMOWA Z Rafaelem Van Der Vaartem, zawodnikiem Realu Madryt i reprezentacji Holandii
Czy w poniedziałkowym spotkaniu ze Słowacją holenderska drużyna pokazała swą najlepszą twarz?
- Nie sądzę. Na pewno stać nas na znacznie lepszą grę. Choć mecz był generalnie bardzo dobry, bo Słowacy okazali się nadspodziewanie wymagającymi rywalami. Mieli nawet dwie doskonałe okazje do strzelenia nam gola, zanim sami objęliśmy prowadzenie 2:0.
Za wami cztery pojedynki i cztery zwycięstwa. Imponujący bilans!
- Oczywiście trudno się nie cieszyć z wygranych. Jesteśmy szczęśliwi, że tak dobrze nam idzie. Ale wciąż myślimy o jakości naszej gry. Każde spotkanie jest inne, bo też każdy rywal stawia inne wymagania.
Zgadzasz się z opinią, że w towarzyskich meczach przed mundialem prezentowaliście się efektowniej niż w RPA?
- Coś w tym jest. Tutaj staramy się pamiętać, by naszą fantazję i chęć pokazania widowiskowego futbolu podporządkować taktyce. Bo w takim turnieju, jak finały mistrzostw świata, nie ma marginesu na niespodziewane porażki. Nie oznacza to minimalizmu, choć spotkaliśmy się już z takimi opiniami. Chcemy po prostu grać skutecznie. A jak się da, to również efektownie. Bo z nami tak już jest, że z przeciwnikami z najwyższej półki prezentujemy najwyższą formę.
W jakich elementach macie największe rezerwy?
- Naszą główną siłą jest atak. Jeśli on będzie skuteczny, to i pozostałe formacje zaprezentują się znacznie korzystniej.
Holandia ostatni raz grała w wielkim finale 32 lata temu. Czy obecna ekipa jest w stanie powtórzyć wyniki wielkich poprzedników z 1974 i 1978 roku?
- Gorąco w to wierzymy, choć droga jest jeszcze daleka. Kluczowe będzie oczywiście piątkowe, ćwierćfinałowe spotkanie z Brazylią w Port Elizabeth. Jeśli pokonamy ,,Canarinhos'', to możemy się już okazać nie do zatrzymania przez pozostałych rywali. Nasza reprezantacja nie przegrała żadnego oficjalnego meczu od ponad dwóch lat. Dlaczego ta passa miałaby zostać przerwana akurat w tym tygodniu?!...
Stać was sportowo na ogranie Brazylijczyków?
- Na boisku wszystko może się zdarzyć. Do tej pory w żadnym meczu nie pokazaliśmy jeszcze pełni naszych możliwości. A potencjał mamy ogromny! Arjen Robben wyszedł w podstawowym składzie dopiero przeciwko Słowacji, bo wcześniej leczył kontuzję. Coraz lepiej spisują się też pozostali zawodnicy. Gramy lepiej ze spotkania na spotkanie. I, co najważniejsze, nie obawiamy się klasy rywali. Doceniamy ich siłę, ale nie padamy przed nimi na kolana. Z wieloma spotykamy się na co dzień w europejskich ligach: albo w tych samych klubach, albo jako przeciwnicy. Nie ulękniemy się magii brazylijskich nazwisk.
W 1994 roku przegraliście z Brazylią 2:3 w ćwierćfinale mistrzostw świata w USA. Nie obawiacie się powtórki?
- Tamten mecz odbył się 16 lat temu. Nikt z obecnych graczy nie brał w nim udziału. Mam nadzieję, że w piątek napiszemy nowy rozdział historii.
Czy mundial w RPA jest dobry dla europejskich reprezentacji? W ćwierćfinale znalazły się zaledwie trzy...
- Na pewno płacimy jakąś cenę za długi i wyczerpujący sezon klubowy. Ale z drugiej strony tak się złożyło, że w pierwszej pucharowej rundzie sześć drużyn ze Starego Kontynentu utworzyło trzy pary. Mogły więc awansować tylko trzy. Myślę, że te, które przebiły się do ćwierćfinału, z powodzeniem będą się biły nawet o Puchar Świata.
Macie w Południowej Afryce jakieś problemy z zimnym klimatem, dużymi wysokościami, silnymi wiatrami czy bardzo suchymi boiskami?
- Absolutnie żadnych! Warunki do gry są przyzwoite. Takie, powiedzmy, jak podczas chłodnych, wiosennych wieczorów w Europie.