Szalony mecz obejrzeli we wtorek kibice Reading i Arsenalu Londyn. "Kanonierzy" przegrywali już 0:4, ale ostatecznie wygrali spotkanie 1/8 finału Capital Cup... 7:5!
Tuż przed przerwą Andrij Arszawin dograł idealnie do Theo Walcotta, a ten w sytuacji sam na sam zdobył pierwszą bramkę dla Arsenalu.
Po przerwie drużyna Arsene Wengera zaliczyła drugie trafienie w 64 minucie po celnym strzale głową Olivera Giroud.
Aż do 89 minuty utrzymywał się jednak wynik 4:2. Wówczas nadzieje Arsenalu na doprowadzenie do dogrywki przedłużył Laurent Koscielny.
Francuski obrońca w pierwszej połowie zaliczył samobója, ale odkupił swoje winy kontaktową bramką. W szóstej minucie doliczonego czasu gry piłka po uderzeniu Walcotta przekroczyła linię bramkową, jednak sędziowie tego nie zauważyli, na szczęście dla gości Carl Jenkinson zdążył z dobitką i dosłownie w ostatniej chwili doprowadził do remisu.
Co ciekawe w tym momencie niektórzy piłkarze "Kanonierów" byli przekonani, że spotkanie już się zakończyło. Giroud, czy Francois Coquelin rzucili już nawet koszulki w trybuny. Szybko zostali poinformowani, że muszą grać jeszcze pół godziny. Kibice okazali się łaskawi i zwrócili zawodnikom meczowe trykoty.
W 103 minucie znowu wydawało się, że jest już po meczu. Po asyście Arszawina Marouane Chamakh trafił do siatki na 4:5. Gospodarze mieli jednak swoje plany i wyrównali w 116 minucie za sprawą główki Pavla Pogrebnyaka.
Kiedy wszyscy szykowali się już do rzutów karnych świetnie spisał się Arszawin. Rosjanin popędził lewym skrzydłem, chociaż na zegarze była już... 120 minuta. 31-letni piłkarz ostro wstrzelił piłkę w kierunki bramki, ale z linii bramkowej wybił ją jeden z piłkarzy Reading, z dobitką zdążył jednak Walcott. Kilka chwil później wynik ustalił Chamakh i jeden z najdziwniejszych meczów w historii dobiegł końca.
Reading - Arsenal 5:7 (4:1)
Bramki: Roberts (12), Koscielny (18-samobójcza), Leigertwood (20), Hunt (37), Pogrebnyak (116) - Walcott (45, 120), Giroud (64), Koscielny (89), Jenkinson (90+6), Chamakh (103, 120).