Gdyby w kadrze Leo Beenhakkera mogli grać działacze PZPN selekcjoner zawsze miałby nadkomplet. Na pewno żadną przeszkodą dla vipów nie byłyby urazy, ani sprawy rodzinne.
Do RPA natomiast, po wyczerpującym sezonie (dla polskich zawodników sezon zawsze jest wyczerpujący), nie za bardzo ochotę mieli lecieć zawodnicy. Przynajmniej nie wszyscy.
Z różnych przyczyn na zgrupowaniu kadry zabraknie aż dziesięciu powołanych piłkarzy. Z zespołu wypadli: Ireneusz Jeleń, Euzebiusz Smolarek, Rafał Boguski, Artur Boruc, Jakub Błaszczykowski, Mariusz Lewandowski i Marcin Wasilewski, a w niedzielny wieczór czarną listę rozbudowali: Paweł Brożek, Tomasz Jodłowiec i Dawid Nowak.
Aż dwóch wymówek, z tego grona, potrzebował "Lewy”. Najpierw do PZPN wpłynęło pismo z Szachtara Donieck, z prośbą o zwolnienie pomocnika z wyjazdu. Kiedy to nie przyniosło skutku (trudno, aby selekcjoner robił dla kogoś wyjątki), kapitan drużyny narodowej wykręcił się "ważnymi sprawami rodzinnymi”.
W tej sytuacji, gdyby do nieobecnych dołożyć jeszcze jedno nazwisko, na upartego taka jedenastka mogłaby we wrześniu wystąpić w eliminacjach do mistrzostw świata. W miejsce ostatnich absencji Beenhakker dobrał na zgrupowanie Marcina Komorowskiego z Legii Warszawa i Tomasza Bandrowskiego z Lecha Poznań. A wcześniej z listy rezerwowej dołożono także Piotra Polczaka, Jakuba Rzeźniczaka, Dawida Janczyka, Jakuba Wilka oraz Wojciecha Łobodzińskiego.
Jakie korzyści selekcjoner będzie miał po takim zgrupowaniu, z reprezentacją w połowie rezerwową? Tak jak działacze, chyba tylko turystyczne...