Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować
• Chyba trzeba wypić coś mocniejszego. Totalny bałagan w polskim futbolu może sprawić, że szansę gry o ekstraklasę otrzyma nawet czwarte w tabeli Podbeskidzie Bielsko-Biała, a do tego zespołu Górnik stracił tylko dwa punkty…
- Teraz to łatwo analizować. Jednak nie sztuką jest gdybać i po fakcie rwać włosy z głowy. Nic nam już to nie da, choć wystarczyło wygrać jeszcze dwa mecze u siebie, z GKS Katowice czy Wisła Płock. Mimo to, będąc samokrytycznym wobec siebie, staram się szukać pozytywów. I uważam, że razem z drużyną tego okresu nie zmarnowaliśmy. Myślę, że to zaprocentuje w nowych rozgrywkach.
• I nie irytuje pana, że szansa była tak blisko?
- Mnie przede wszystkim irytuje sytuacja, która teraz dzieje się w naszej piłce. Podobnie zresztą było przed rokiem. To jest bardzo niepoważne i nie powinno mieć miejsca. Przecież przepisy są jasno sformułowane, z których kluby muszą się wywiązywać. I jak ktoś tego nie robi i nie spełnia wymogów, to nie róbmy cyrku z ważnych rzeczy. Trenera i z jego pracy, ocenia się w jasnych kryteriach. Jeżeli ja w przyszłym sezonie nie wywalczę awansu, to będę musiał pożegnać się z Górnikiem. To jest czytelne, nikt mi nie da kolejnej szansy. Natomiast zupełnie niezrozumiałe jest traktowanie kwestii korupcyjnych. Arkę i Górnika zdegradowano z ekstraklasy, choć w tych klubach pracowali trenerzy i piłkarze, którzy z korupcją nie mieli nic wspólnego, a mimo musieli ponieść konsekwencje. To z jakiego powodu teraz inni mają być traktowani znacznie łagodniej?! To jest chore, cierpi cała piłka. Nie chciałbym być w skórze trenera, który nie wie, w jakiej lidze zagra, albo czy zagra w barażu. On nie wie, co ma robić.
• Kiedy przychodził pan do Łęcznej, strata punktowa była duża do prowadzących zespołów. Jednak runda wiosenna pokazała, że nie na tyle duża, aby nie można było jej odrobić.
- Z perspektywy czasu można to tak oceniać. Ale stało się, jak się stało. Nie odrobiliśmy dystansu, mimo że wiele meczów układało się ewidentnie pod nas. Podjąłem się bardzo trudnego zadania, choć nikt mi nie mówił, że muszę awansować. Kiedy objąłem Górnika, sam sobie postawiłem ambitny cel, może trochę na wyrost… Jednak taki mam styl pracy i taką filozofię gry. Po obozie w Turcji byłem pełen optymizmu i nie traciłem nadziei. Postępy robiliśmy z meczu na mecz. Przecież od spotkania z Widzewem nie ponieśliśmy porażki. To daje serię dziewięciu meczów. Gdybyśmy grali w ekstraklasie, wszyscy rozwodziliby się nad taką passą. Po całym sezonie telewizja zrobiła statystki, z których wynika, że największą oglądalność w I lidze miał mecz Widzew - Górnik, a najlepszym było spotkanie Podbeskidzie - Górnik. Niestety, walcząc o ekstraklasę nie można remisować, zwłaszcza na własnym stadionie.
• Widzew i Podbeskidzie to zespoły, którą preferują ładną dla oka piłkę, i które chcą grać piłką. A w I lidze przeważają ekipy, które akurat często robią wszystko, aby... nie grać w piłkę. I z takimi Górnik nie umiał sobie poradzić.
- Na tym polega cała trudność tej ligi. Ciężej z niej awansować, niż utrzymać się w ekstraklasie. W I lidze zespoły mają inną strategię, mało grają piłką, jest inna infrastruktura i oprawa spotkań. Na pewno teraz będziemy bardziej elastyczni i będziemy dużo pracować nad tym elementem. Nie zawsze musimy grać ładnie. Czasem może być brzydko, ale ważne żeby przyniosło to punkty. Na przykład z Flotą zagraliśmy wstrętnie, a mimo to zwyciężyliśmy. Za to z Wisłą było już na odwrót.
• Czego zabrakło w drodze do ekstraklasy, piłkarzy?
- Czasu, bo drużyna nie była przygotowana na takie wyzwanie. Na początku piłkarze byli zdziwieni, co potwierdzały późniejsze rozmowy. W ekstraklasę zaczęli wierzyć dopiero w Turcji. Ale przyszedł nowy trener, nastąpiła całkowita zmiana stylu pracy i strategii gry. Zacząłem kształtować drużynę pod moją wizję. Dla mnie to też była nowa sytuacja, bo po raz pierwszy objąłem zespół w połowie sezonu. Z Cracovią to była praca długofalowa i czas zaprocentował. Do Arki przyszedłem przed barażami, a potem w ekstraklasie nie mieliśmy większych kłopotów, aby utrzymać się w ekstraklasie.
• Zadowoliły pana transfery dokonane zimą?
- Nie do końca, ponieważ nie wszyscy grali regularnie. Ale na pewno żaden nie był niewypałem. Wallace Benevente późno do nas dołączył, a potem najzwyczajniej miał pecha - choroby, kontuzje i kłopoty osobiste. Michała Grobelnego wziąłem akonto, w perspektywie następnych lat. Kamil Witkowski w końcu zaskoczył i wstrzelił się w bramkę. Piotrek Bazler wniósł dużo kreatywności, ale na swoim stadionie prezentował się słabiej. Krzysiek Radwański też prezentował się coraz lepiej i mam nadzieję, że w przyszłym sezonie będzie tym zawodnikiem, którego znam z czasów Cracovii.
• A kto zawiódł?
- Nikt, bo to, że ktoś później nie grał, wynikało wyłącznie z płynności kadry. Kilku starszych zawodników straciło miejsce, ponieważ nikt nie ma przepustki na granie. Jak w kadrze nie było Krystiana Wójcika, to nikt się tym nie interesował. Uważano to za normalną sprawę. Chcę być trenerem sprawiedliwym i nie patrzę na to, kto ile ma lat i jak się zasłużył. Kto jest lepszy, ten gra.
• Zimą zabiegał pan mocno o Jakuba Grzegorzewskiego, który potem bardzo szybko został odsunięty do rezerw.
- Po Kubie akurat spodziewałem się więcej, bo to bardzo dobry zawodnik. Jednak nie wziąłem pod uwagę tego, że tak mocno będzie żył przenosinami do Cracovii. Nie mógł skoncentrować się na grze.
• A Rafał Niżnik i Krzysztof Kazimierczak to słabi piłkarze? Przecież po raz ostatni zagrali przeciwko GKP Gorzów.
- Oczywiście, że nie. Jednak miałem czterech skrajnych obrońców: Krzysztofa Kazimierczaka, Krzysztofa Radwańskiego, Pawła Głowackiego i Pawła Tomczyka, a w dodatku dwaj ostatni mogą zagrać na lewej stronie. Zawsze robię sobie ranking i jeśli w tej hierarchii Kazimierczak jest w danej chwili czwarty, to przecież nie mogę zabrać do kadry meczowej samych obrońców. Podobnie sprawa wyglądała z pomocnikami. Lepsi byli inni, to wszystko.
• To pewnie w nowym sezonie nie będzie ich już w Górniku, zresztą Krzysztof Żukowski i Wojciech Musuła zagrali już w sparingu Znicza Pruszków. Pawłowi Bugale 30 czerwca kończy się kontrakt, a w sprawie wcześniejszego rozwiązania umowy podobno dogada
- Na pewno to nie ma już Grzegorzewskiego i Witkowskiego, którzy będą występowali w Cracovii. O pozostałych na razie mówić za wcześnie. Otrzymali wolną rękę w szukaniu sobie nowych klubów. I jak znajdą sobie inne zespoły, mają zgodę na odejście. Podobnie Janusz Surdykowski. Jednak, jeśli Janusz nie będzie miał gwarancji regularnych występów gdzieś indziej, to już rozmawiałem z nim, że u mnie dostanie więcej szans niż w ubiegłym sezonie.
• Po zakończeniu rozgrywek powiedział pan, że potrzebuje pięciu lub sześciu nowych graczy. Na jakie pozycje?
- Nie chcę mówić ani o pozycjach, ani o nazwiskach, bo inni też się nimi interesują. My jesteśmy w dużo trudniejszej sytuacji, niż konkurencja. Klubom z ekstraklasy znacznie łatwiej sprowadzić doświadczonych piłkarzy "z nazwiskami”.
• Do Górnika tacy mają przyjść?
- Nie wiem tylko czy starczy nam środków. Ale prowadzimy pewne rozmowy i trzech jest "z nazwiskami”, a dwóch nie. Jest też jeden obcokrajowiec.
• Z Burkina Faso?
- Tego nie potwierdzam. Mogę tylko zdradzić, że na pewno jednym z zawodników jest piłkarz z sąsiedniego kraju, z pierwszej ligi. To lewonożny, ofensywny gracz, przypominający trochę Maćka Iwańskiego.
• Mówi się, że do Górnika przyjedzie między innymi Krzysztof Przytuła.
- To są tylko plotki i domysły. Jak wcześniej Przytuła grał w Cracovii i Arce, to gdzie trafi? Do Stawowego. Jednak Krzysiek do nas nie przyjdzie, on chce grać w ekstraklasie, albo za granicą. Chcę podkreślić, że wszyscy zawodnicy, którymi się interesujemy, wcześniej ze mną nie pracowali.
• Jakub Wierzchowski potrzebuje wzmocnienia konkurencji?
- Fajnie by było, gdyby przyszedł do nas tak samo doświadczony bramkarz, ale uważam, że wystarczy już rywalizacja z Jakubem Giertlem. Liczę na tego chłopaka i Jakub Wierzchowski wcale nie może być spokojny. Już czuje oddech swojego konkurenta.
• Odchodzą Grzegorzewski i Witkowski, a może pan stracić jeszcze jednego napastnika. Bierze pan pod uwagę odejście Prejuce\'a Nakolulmy?
- Ja wszystko muszę brać pod uwagę, również to, że nie zrobimy ani jednego transferu. Jednak na razie dla żadnego z piłkarzy Górnika nie napłynęła oferta. Choć teraz są urlopy i przecież nie wiem, czy moi zawodnicy nadal nie mają propozycji. Wiem, że Prejucem interesuje się pół Polski, ale rozmawiałem z nim i zapewniał, że zostanie w Górniku. Bo tutaj czuje się dobrze, odpowiada mu ten styl i chce wywalczyć ekstraklasę.
• A pan nie chcę odejść? Już w trakcie rundy oddał się pan do dyspozycji zarządu.
- Bo mam wielki szacunek dla zarządu, rady nadzorczej i sponsora. Ja nie trzymam się posady rękami i nogami, trzeba patrzeć na siebie krytycznie. To był trudny moment dla mnie, ponieważ zespół nie grał tego, co zakładałem. Dlatego uznałem, że tak należy postąpić. To nie była kokieteria, zabieg psychologiczny czy zagrywka pod publiczkę. Ofert też nie miałem, więc zostaję w Górniku i chcę tutaj jak najdłużej pracować. A jak coś zacznie się psuć, to sam będę wiedział, co należy zrobić. Za wyniki zespołu zawsze odpowiada jedna osoba - trener. Tak też postąpił Henryk Kasperczak w Górniku Zabrze, całą winę wziął na siebie.
• Abstrahując, chciałby pan, aby z tego chaosu, który ostatnio powstał w rozgrywkach ligowych, wyłoniła się... 18-zespołowa ekstraklasa, z Arką Gdynia, Cracovią, Górnikiem Zabrze i Widzewem Łódź?
- Chciałbym, aby te zespoły cieszyły nadal grą w ekstraklasie, a ja... cieszyłbym się razem z nimi. To mocne kluby, silne kadrowo. Na pewno taka konkurencja poważnie utrudnia walkę o awans, tym bardziej, że nie będzie już baraży. Jednak to nie znaczy, że Górnik Łęczna boi się konkurencji. My mamy swój cel i będziemy robić wszystko, aby go osiągnąć. Nawet jak zabraknie tych uznanych drużyn, to przecież będą inne groźne, choćby Flota, Znicz i jeszcze parę. A przecież w ubiegłym sezonie my nie traciliśmy punktów z teoretycznie silniejszymi przeciwnikami, tylko właśnie ze słabszymi.