Szczypiorniści Azotów ratują honor polskiej piłki ręcznej w Europie. Po pożegnaniu z Ligą Mistrzów przez Vive Targów Kielce, ekipa z Puław jest jedynym polskim zespołem w europejskich rozgrywkach. W sobotę Azoty wygrały rewanż z drużyną Stord Handball 25:24 i awansowały do grona ośmiu najlepszych drużyn w Challenge Cup.
- Nie mogę zapewnić, że rozgrywający będzie już zdolny do gry na mecz ze Stalą Mielec – mówi szkoleniowiec Azotów Bogdan Kowalczyk.
Brak leworęcznego rozgrywającego, puławianie starali się wypełnić najlepiej jak umieli. Na pozycji Szyby pojawił się doświadczony Grzegorz Gowin. Z kolei na lewym rozegraniu, od pierwszej minuty, znowu pojawił się Tomasz Pomiankiewicz.
Zmieniał go Dimitrij Zinczuk. – "Dima” i Tomek znacznie lepiej radzą sobie na tej pozycji. Ja zagrałem na prawej połówce – relacjonuje Gowin. – Brakowało nam Michała. Mecz nie wyglądał najlepiej. Nie ustrzegliśmy się błędów w ataku, niedokładności.
Sobotnie spotkanie nie było ładne dla oka. Widać było, co jest zrozumiałe, że miejscowi grali ze świadomością bezpiecznej zaliczki. Gospodarze dostosowali się do poziomu ekipy ze Skandynawii, która nie należy do potentatów norweskiego handballu. W pierwszej części wynik był na styku, żadnej z drużyn nie udało się odskoczyć na więcej niż dwie bramki.
Co ciekawe, po 30 minutach gry, na świetlnej tablicy był identyczny wynik jak w pierwszym meczu – 12:11 dla gospodarzy. Kibice zastanawiali się, czy przypadkiem, w drugiej odsłonie, nie powtórzy się scenariusz z Norwegii.
Obawy kibiców były bliskie rzeczywistości. W 41 minucie, to goście wygrywali trzema trafieniami (19:16). Przez kolejne 12 minut gospodarze walczyli, by doprowadzić do remisu. Dokonał tego Tomasz Pomiankiewicz (21:21).
Za chwilę rozgrywający powędrował jednak na ławkę kar. Co ciekawe, miejscowi lepiej radzili sobie, grając w osłabieniu, niż w przewadze. Z dobrej strony, szczególnie w decydujących momentach pokazał się Maciej Stęczniewski. Ostatecznie wygrana została w Puławach.
– Spotkaliśmy się z fantastyczną atmosferą, na trybunach i na boisku. Chcieliśmy wygrać z Azotami, jednak nie udało się – podsumował Bjarte Salomonsen, trener Stordu.
Azoty Puławy – Stord Handball 25:24 (12:11)
Azoty: Stęczniewski - Zydroń 8, Zinczuk 5, Gowin 5, Pomiankiewicz 4, Kus 2, Afanasjev 1, Witkowski, Siemionow, Sieczka.
Stord: Andersen - Skaervold 7, Nilsen 7, Hansen 3, Gjertsen 2, Hystad 2, Blom 2, Eriksen 1, Epland, Traberg.
Widzów: 700.
Stęczniewski: Odbiłem kilka ważnych piłek
– Praktycznie niczym nie różnił się od pierwszego spotkania w Norwegii. Cały czas wynik był na styku. Jedyną różnicą było to, że tam, to my odskoczyliśmy w drugiej części. W naszej hali musieliśmy odrabiać straty.
• Z trybun wyglądało to tak, że chcecie wygrać ze Stordem, ale jak najmniejszym nakładem sił. Przed wami przecież, już w najbliższą środę, ciężkie spotkanie ze Stalą Mielec.
– Postawiliśmy sobie zadanie odniesienia zwycięstwa nad Norwegami. Nie ma co ukrywać, że zapas sześciu goli tkwił w naszej świadomości. Straciliśmy trochę sił, kiedy musieliśmy gonić rywali, odrabiając trzy bramki. Jestem przekonany, że na spotkanie z Mielcem dojdziemy znowu do optymalnej formy.
• Gdyby nie pana dobra postawa w bramce, zwycięstwo, a może i awans do ćwierćfinału, mogło się wam wymknąć.
– W żaden sposób nie czuję się bohaterem. Przyznam, że w sobotę zagrałem raczej średnio. Ważne jest jednak to, że potrafiłem odbić kilka ważnych piłek, w kluczowych momentach spotkania. Nie wiadomo, co by było, gdybym w takich chwilach przegrał rywalizację z zawodnikami Stordu.
• Można też było odnieść wrażenie, że ten mecz toczył się jakby w zwolnionym tempie…
– Dostosowaliśmy się do stylu gry rywali. Norwegowie rozgrywają bardzo długo i monotonnie swoje akcje. Czasami staje się to aż nudne. Jest w tym jednak logika. Chcą zmęczyć przeciwnika w obronie, a rzucają na bramkę dopiero z perfekcyjnie przygotowanej pozycji. Taka akcja, prawie zawsze kończy się golem.
• Drużyna ze Stordu nie należy do kluczowych drużyn ligi norweskiej.
– W Niemczech gdie kiedyś grałe, przede wszystkim liczy się szybkość i twardość w obronie. Gdybyśmy zagrali właśnie stylem niemieckim, a przecież tak potrafimy walczyć, wynik byłby zdecydowanie wyższy.
• Na kogo chciałby pan trafić w ćwierćfinale?
– Myślę, że doskonałym przeciwnikiem byłaby drużyna z Portugalii. Wiemy już, że z rywalizacji odpadł obrońca trofeum Storting Lizbona. Może trafimy na Benficę.