ROZMOWA z Krzysztofem Tylutkim, rozgrywającym Azotów Puławy
• Byliście już bardzo blisko zdobycia, pierwszego w historii klubu, medalu mistrzostw Polski. Po trzech spotkaniach prowadziliście 2-1. Czego zabrakło, aby wygrać drugi raz w Kwidzynie?
– Zagraliśmy słabiej w obronie. W drugiej połowie trafił nam się kilkuminutowy przestój, po którym rywale odskoczyli na osiem bramek. Tej straty nie udało się odrobić. Do tego, dobrze w bramce kwidzynian radził sobie Sebastian Suchowicz. Nam z kolei w sobotę nieźle bronił Rafał Grzybowski, stąd wygraliśmy.
• Chyba lepiej byłoby zdobywać brązowy medal we własnej hali?
– Tego nie braliśmy pod uwagę. Byliśmy nastawieni na zwycięstwo w niedzielę, ale nie udało się. Spróbujemy dokonać tego w środę.
• To będzie historyczna chwila dla puławskiego klubu, który nie ma jeszcze medalu MP. MMTS posiada w swoim dorobku jeden srebrny i dwa brązowe.
– Osobiście nie miałem okazji cieszyć się z medalu z mistrzostw Polski. Nie myślimy jednak o celu. Skupiamy się na swojej grze i eliminowaniu błędów po to, aby zwyciężyć. Kluczem do sukcesu będzie obrona. Przekonaliśmy się o tym w dotychczasowych czterech meczach.
• Który zespół ma więcej argumentów po swojej stronie?
– Gramy na swoim parkiecie, to ważne. Choć nie najważniejsze. Mieliśmy już przykład, że ten atut nie zawsze jest po stronie gospodarzy. Kluczowa będzie dyspozycja dnia. Ona wyłoni zwycięzcę.
• Kto zgarnie trofeum? Jeśli wam się nie uda, będzie pewnie bardzo przykro i żal niewykorzystanej szansy w Kwidzynie?
– Nie dopuszczam takiego rozwiązania. Stawiam na Azoty. Udowodnimy, że zasłużyliśmy na brązowy medal.
• Wszystkie zespoły, z superligi męskiej i kobiecej, skończyły sezon. Tylko wy zostaliście na placu boju. Nie złości was to?
– Mamy tego świadomość. To już ostatnie wyzwanie. W środę wieczorem przyjdzie czas na świętowanie i odpoczynek.