ROZMOWA z Mateuszem Kusem, obrotowym piłkarzy ręcznych Azotów Puławy
- Zupełnie inaczej wyobrażaliśmy sobie to spotkanie. Pierwszy mecz w tym sezonie potwierdził jednak to, co wiedzieliśmy wcześniej. Z zespołem z Mielca za każdym razem gra się nam ciężko. Na ostatnich 10 spotkań, przegraliśmy sześć, trzy zremisowaliśmy, a tylko jedno wygraliśmy. Czasem trafiają się takie drużyny, które nie leżą i do nich musimy zaliczyć ekipę Stali.
• Zatem, co zawiodło na inaugurację?
- Dużo do życzenia pozostawiała nasza gra w obronie, bramkarze również nie stanęli na wysokości zadania. Popełniliśmy aż 12 niewymuszonych błędów. Z nich Stal wyprowadziła kontry i było po meczu. Najlepszym podsumowaniem naszej postawy były słowa trenera Dragana Markovicia: przegraliśmy mecz w Mielcu sami z sobą.
• Jak szkoleniowiec zareagował na to, co się wydarzyło?
- Po meczu był spokojny. W poniedziałek, podczas omawiania spotkania, nie ukrywał już emocji. Trener, co nam już wielokrotnie udowodnił w okresie przygotowawczym, chce wygrywać, ma mentalność zwycięzcy i chce nam ją wpoić.
• W 34 minucie otrzymał pan czerwoną kartkę i musiał opuścić plac gry. Pana zmiennik Paweł Grzelak, z powodu urazu mięśnia, nie mógł wejść na parkiet. Zostaliście bez obrotowego. Tę lukę trudno było zapełnić?
- Uważam, że mój faul na Marku Szperze nie zasługiwał na czerwoną kartkę, co najwyżej na karę dwóch minut. Na temat sędziowania nie będę się wypowiadał. Zastępujący mnie w obronie Rafał Przybylski robił co mógł, ale niewiele to dało.
• Wysoka porażka może wpłynąć destrukcyjnie na drużynę przed kolejnymi meczami? We wrześniu na rozkładzie macie wyłącznie medalistów Polski: Górnika Zabrze, Orlen Wisłę Płock i Vive Tauron Kielce…
- W tym sezonie mamy ciężki terminarz. Z drugiej strony dobrze, że już na początku mierzymy się silnymi ekipami, faworytami do medali. Przegrana w Mielcu na pewno podziała na nas mobilizująco. Do meczu z Górnikiem jest czas, aby wyeliminować błędy i poprawić słabsze elementy. Wpadkę ze Stalą traktujemy jako wypadek przy pracy.