ROZMOWA z Michałem Szybą, rozgrywającym Azotów Puławy i reprezentacji Polski
• Miał pan w swojej karierze taki przypadek, że najpierw trafienie zostało uznane, a następnie, po dłuższej chwili, sędziowie zmienili decyzję?
– Zdarzyło mi się to po raz pierwszy. Okazało się, że sędziowie dopatrzyli się faulu ofensywnego z mojej strony. Poinformowali o tym, kiedy już byliśmy w obronie.
• Mimo to swój debiutancki występ zaliczy pan do udanych. W jednej z akcji dograł pan w trudnej sytuacji na koło do Bartosza Jureckiego, a ten w efektowny sposób trafił do holenderskiej bramki.
– Trudno oceniać tylko cztery minuty gry. Analizując moją postawę, nie było źle. Cieszę się, że w końcu wystąpiłem w koszulce pierwszej reprezentacji. Otworzyła się dla mnie szansa, gdyż zabrakło pewniaka na prawym rozegraniu Krzysztofa Lijewskiego oraz Pawła Paczkowskiego. Zmieniłem Roberta Orzechowskiego. Wcześniej miałem już kilka podejść do kadry A, najpierw za trenera Bogdana Wenty oraz obecnego szkoleniowca Michaela Bieglera. Ostatnio przygotowywałem się w Cetniewie do spotkań ze Szwecją, ale na wspólnym trenowaniu się zakończyło.
• Otwiera się przed panem wielka szansa powalczenia o miejsce na dłużej w reprezentacji?
– Bardzo chciałbym ją wykorzystać. Mam nadzieję, że w meczu z Ukrainą szkoleniowiec da mi pograć znacznie dłużej. I może, w końcu, uda mi się zdobyć pierwszą bramkę w spotkaniach o punkty.
• Niedzielny mecz z Ukrainą kończy eliminacje do ME 2014. Występy na parkietach Danii przypieczętowaliście środową wygraną z Holandią. Spotkanie rozpocznie się w Zielonej Górze, o godzinie 20. Wbrew pozorom nie będzie łatwo go wygrać.
– Podchodzimy do niego, jak do każdego innego. Chcemy grać o zwycięstwo. Pewnie wyjściowa siódemka nie ulegnie zmianie. Może, już od początku drugiej połowy, trener Michael Biegler da pograć mnie i Przemkowi Krajewskiemu. Chcę udowodnić, że nie przypadkiem znalazłem się w pierwszej reprezentacji i warto na mnie stawiać.