W ostatnim swym meczu pierwszej rundy mistrzostw świata kobieca reprezentacja Polski wysoko przegrała z Niemkami, zajmując ostatecznie drugie miejsce w grupie F. Biało-Czerwone od czwartku rywalizować będą w fazie głównej turnieju i najprawdopodobniej zaczną ją od starcia z Serbią, o ile ta pokona we wtorek słabiutkie Chile.
Podstawowe pytanie, jakie stawialiśmy sobie przed poniedziałkową rywalizacją dotyczyło składu naszej kadry. Dopiero o godz. 19, czyli półtorej godziny przed meczem podano informację, że Karolina Kochaniak-Sala znajdzie się w protokole. Arne Senstad zdecydował się na identyczne zestawienie jak w spotkaniu z Japonią, zatem Paulina Masna i Nikola Głębocka usiadły na trybunach.
Środkowa Zagłębia, która mocno ucierpiała w starciu z Azjatkami, nie tylko wyszła w pierwszym składzie, ale zdobyła dwie bramki w pierwszych pięciu minutach. A Polki przez pewien czas skutecznie ripostowały na udane ataki rywalek.
Od stanu 4:4 obie strony zaczęły popełniać błędy. Biało-Czerwone nie wykorzystały trzech kolejnych akcji, Niemki w czterech atakach dwukrotnie pokonały Adriannę Płaczek. W 10. minucie na boisku pojawiła się Aleksandra Tomczyk, niedługo potem nasze zachodnie sąsiadki prowadziły już jednak 8:4, doskonale kontrując i mając więcej rozwiązań w ofensywie.
Czas wzięty przez trenera Senstada był najwyraźniej potrzebny, bo po powrocie na parkiet Polki szybko odpowiedziały golami Moniki Kobylińskiej i Magdy Balsam. A że ryzykowna gra na dwie kołowe przy wycofaniu bramkarki przyniosła siódme trafienie autorstwa Sylwii Matuszczyk, mieliśmy duże nadzieje. Szkoda świetnej szansy Balsam ze skrzydła, która mogła przynieść remis. Tymczasem w 19. minucie po karnym niezawodnej Aliny Grijseels Niemki wróciły na bezpieczniejsze +4.
Co gorsze, nawet przy grze w podwójnym osłabieniu podopieczne Markusa Gaugischa zdobyły dwie bramki, tracąc tylko jedną! Przy stanie 13:8 w 23. minucie o przerwę poprosił szkoleniowiec nominalnych gospodyń. Zmiany w naszej siódemce nie dawały efektów, a Niemki wciąż z łatwością kontrowały. Miało się wrażenie, że po jakże udanej potyczce z Japonkami Biało-Czerwonym tym razem brakuje energii, precyzji, trudno było też wyróżnić choćby jedną polską zawodniczkę za drugi kwadrans gry. Same skrzydłowe rywalek miały na swym koncie prawie tyle goli, co cała nasza reprezentacja. Aż stawał przed oczami kwalifikacyjny mecz z Oldenburga sprzed 18 lat, gdy Niemki w 30 minut odrobiły 10 goli straty z pierwszego spotkania w Kielcach. Tym razem zeszły do szatni prowadząc 19:10, co zwykle przesądza kwestię zwycięstwa.
Drugą połowę zaczęliśmy „na galowo”, w najmocniejszym zestawieniu, ale niczego to nie zmieniło. Dwukrotnie Aleksandra Rosiak zamiast rzucać, szukała nagrania na koło, a że Polki grały w osłabieniu, bez bramkarki, rywalki trafiały „na pustaka”. Dwa faule ofensywne naszych rodaczek dobrze zaś obrazowały różnicę w jakości obrony.
Niemki, mając dwucyfrowe prowadzenie, popisywały się filmowymi kombinacjami duetu Emily Bölk – Alina Grijseels. W 39. minucie o drugi time-out poprosił Arne Senstad. Polki przegrywały wtedy 11:26, co było najlepszym komentarzem odnośnie do boiskowej rzeczywistości. A że naszym paniom tego dnia nie wychodziło praktycznie nic, nie dziwi fakt, że po jednym z rzutów rezerwowej Darii Michalak piłka tańczyła między słupkami, ale nie przeszła linii bramkowej. Nie dziwi juniorski błąd zmiany, gdy zabrakło skupienia i komunikacji. Nawet potężnie zbudowana Aleksandra Zimny po swej bombie w poprzeczkę zdecydowała się na tak słabą przerzutkę, że rezerwowa Sarah Wachter złapała piłkę „w zęby”.
Biało-Czerwonym pozostawała jedynie walka o zmniejszenie ogromnych rozmiarów porażki. Walka nieudana, jak wszystko w poniedziałkowy wieczór w Herning.
Nie takiego meczu się spodziewaliśmy, ale choć brzmi to groteskowo, gdy spojrzymy na końcowy wynik, nadal jesteśmy w grze o ćwierćfinał. Od czwartku nie będzie już jednak marginesu błędu, bo trudno sobie wyobrazić innej drogi awansu do najlepszej ósemki niż trzy kolejne wygrane Polek z Serbią (o ile wygra we wtorek z Chile), Danią i Rumunią.
Niemcy – Polska 33:17 (19:10)
Polska: Płaczek (30% obron), Zima (25% obron) – Zimny (0/4), Galińska 1(20%), Kobylińska 3 (38%), Balsam 2 (50%), Wiertelak 1 (100%), Matuszczyk 2 (100%) ,Górna (0/3), Tomczyk 1 (100%), Rosiak 1 (50%), Urbańska 2 (100%), Michalak 2 (50%), Kochaniak-Sala 2 (67%), Nocuń (0/2), Uścinowicz. Trener: Arne Senstad.
Niemcy: Filter (40%), Wachter (38%) – Berger 3 (100%), Grijseels 7 (100%), Schmelzer 1 (50%), Antl 1(50%), Thomaier 1 (33%), Smits 5 (83%), Bölk 2 (25%), Weigel (0/1), Lott 2 (50%), Döll 5 (100%), Leuchter 2 (40%), Behnke 3 (75%) Stockschläder 1 (33%) Trener: Markus Gaugisch Sędziowali: Alexei Covalciuc i Igor Covalciuc (Mołdawia) Kary: Niemcy – 10 minut, Polska – 8 minut Karny: Niemcy 4/5, Polska 3/3. Trener: Markus Gaugisch.
Sędziowali: Alexei Covalciuc i Igor Covalciuc (Mołdawia)
Rozegrane mecze:
Niemcy – Japonia 31:30
Polska – Iran 35:15
Iran – Niemcy 22:45
Polska – Japonia 32:30
Japonia – Iran 42:10
Niemcy – Polska 33:17
Końcowa tabela grupy F:
-
Niemcy 6 (109:69)
-
Polska 4 (84:78)
-
Japonia 2 (102:73)
-
Iran 0 (47:122)
Do fazy głównej, która od czwartku rozpocznie zmagania w Herning awansowały trzy pierwsze zespoły. Reprezentacja Iranu walczyć będzie w Pucharze Prezydenta o miejsca 25-32 w duńskim Frederikshavn.