Gdy wchodzisz do ringu, to głowa jest najważniejsza. Dużo najlepszych zawodników powtarza, że przygotowanie fizycznie to tylko mała cząstka. Jeżeli wiesz czego chcesz, jesteś nastawiony na wygraną, możesz zwyciężyć z dużo lepszym pod względem fizycznym przeciwnikiem. Rozmowa z Łukaszem Bartnikiem, trenerem muay thai klubu sportowego Fight Gym Lublin.
• Sportów walki jest wiele. Ty trenujesz akurat muay thai. Dlaczego?
– Trenuję muay thai i jego pochodną, czyli kick-boxing. Startuję głównie w formule K1 związanej właśnie z kickboxingem. Próbowałem też samego boksu i brazylijskiego ju-jitsu. Zacząłem trenować muay thai, bo miałem blisko na treningi. Mój tata też boksował i w dzieciństwie oglądałem z nim różne filmy związane ze sztukami walki, na przykład te z Van Dammem. Tak zaczęła się moja fascynacja.
• A co najbardziej urzeka cię właśnie w muay thai?
– Muay thai jest o tyle fascynującym sportem, że oprócz uderzeń bokserskich, można również kopać czy w bardzo bliskim dystansie zaskoczyć przeciwnika krótkim uderzeniem z łokcia czy kolana. Jest też tajski klincz, z którego różne elementy przydają się w walce na ulicy, czy w walce na zasadach K1.
• W zawodach startujesz o 7 lat. Jakie masz osiągnięcia w tym polu?
– Pierwszy tytuł - Puchar Polski w Low Kicku - zdobyłem 4 lata temu, przez co pojechałem na Mistrzostwa Świata w formule Low Kick. Tam przegrałem walkę o wejście do półfinału: zjadła mnie trema, nie byłem wtedy doświadczonym zawodnikiem. Na swoim koncie mam również Wicemistrzostwo Polski w K1, które jest dla mnie wielkim trofeum.
Dostałem tam nagrodę za jednego z najlepszych zawodników na turnieju, przy okazji dostałem kontrakt z DSF Kickboxing Challenge na 4 walki. Pierwszą swoją zawodową walkę wygrałem przez nokaut: to moje kolejne osiągnięcie, pomimo że nie jest to tytuł, to jestem z tego dumny. Zdobyłem też Mistrzostwo Polski w Akademickich Mistrzostwach Polski w Kickboxingu w formule Kick - Light. Potem zrobiłem sobie dwa miesiące przerwy, ponieważ byłem zmęczony presją utrzymywaną przez dwa lata walk.
• Wspomniałeś o swojej porażce na Mistrzostwach Świata. Co się czuje przegrywając? Rozczarowanie? A może motywację do kolejnych walk?
– Zależnie od tego, jaka to jest porażka i jak poważnie się to traktuje. Niektórzy podchodzą do tego jako do sportu, a dla innych jest to całe życie. Z niektórych porażek wychodziłem zmotywowany. Jak przegrałem z Maksymilianem Bratkowiczem (ówczesnym posiadaczem pasa zawodowego DSF Kickboxing Challenge - przyp. aut.) w walce o tytuł Mistrza Polski, cieszyłem się, bo wszedłem na pewien pułap. Choć nie wygrałem, byłem zadowolony ze swoich osiągnięć. To mnie zmotywowało do dalszej pracy. Natomiast czy na Mistrzostwach Świata czy na Pucharze Polski zostałem znokautowany. W takich sytuacjach traciłem wiarę w siebie; odbierało mi to spokój. To, jak kto sobie radzi, to kwestia wewnętrznej walki każdego z osobna. Jeden się załamie, a drugi na chwilę się zdołuje, aby potem podwójnie się zmotywować.
• Jakie cechy powinien posiadać dobry zawodnik?
– Ważna, a zarazem bardzo trudna, jest umiejętność panowania nad sobą. Często wszystko chcemy zrobić na pełnej sile, pełnej szybkości - mamy swoją nieposkromioną ambicję, która z jednej strony pomaga, ale z drugiej - jeśli chcemy wykonać coś najlepiej - powinniśmy być opanowani i spokojni. Tak jest również w codziennym życiu. Jeśli robimy coś w nerwach, to zapominamy o pewnych rzeczach, rozstrajamy się. Ważna jest też determinacja i wytrwałość. Po usłyszanych słowach „zawalczyłeś słabo” można albo zacząć się zamartwiać (co często skutkuje rezygnacją), albo dalej robić swoje.
• Co ciebie motywuje? Bo na pewno masz dni, kiedy nic ci nie wychodzi lub zwyczajnie ci się chce.
– Ostatnio zmotywowało mnie to, że przez długi czas nie robiłem tego, co kocham. Walki wymagają ode mnie dużo emocjonalnego zaangażowania i psychicznego wysiłku, ponieważ traktuję je osobiście: chciałbym zawsze wygrać. Przez to nawet najmniejszy występ jest dla mnie stresujący. Ale jestem wojownikiem. Motywuje mnie mój wewnętrzny głos, który każe mi iść w tę stronę, mimo, że jest ciężko, bo gdy zwyciężasz, to się cieszysz, ale kiedy ci nie wychodzi, a tobie bardzo na tym zależy, to automatycznie się dołujesz. Ale ważne jest, by znaleźć na to swój sposób i cały czas przypominać sobie dlaczego się to robi oraz że te trudności będą, a czasem wystarczy je po prostu przetrwać.
• A jak to jest być trenerem, czyli przekazywać innym swoje umiejętności?
– Z tego czerpię największą satysfakcję, chociaż jest to dosyć wyczerpujące, ponieważ dla każdego trzeba mieć dużo empatii i uśmiechu oraz mnóstwo wyrozumiałości i cierpliwości, bo jeśli się kogoś zrazi, ta osoba może nie wrócić do sportu. To wymaga zakładania pewnej maski ciągłego uśmiechu. Mimo tego, że mnie też czasem irytuje, że komuś nie wychodzi, muszę być wyrozumiałą osobą, która poprowadzi tę osobę do momentu aż jej wyjdzie. Wiem, że to jest długi proces, więc czekam.
• Dlaczego warto trenować sztuki walki?
– Ponieważ mimo trenowania sfery fizycznej, rozwija się także sferę psychiczną czy duchową, poznaje samego siebie. To pomaga w pokonywaniu różnych innych trudności w życiu. Gdy wchodzisz do ringu, to głowa jest najważniejsza. Dużo najlepszych zawodników powtarza, że przygotowanie fizycznie to tylko mała cząstka. Jeżeli wiesz czego chcesz, jesteś nastawiony na wygraną, możesz zwyciężyć z dużo lepszym pod względem fizycznym przeciwnikiem.
• Mieszkańcy Tajlandii są mistrzami w opanowaniu.
– Mają pogodę ducha, potrafią cieszyć się z tego, co mają, co poniekąd bierze się z tego, że nie porównują się do innych. Tu trudna sztuka: wyjść na ring, być na środku i być może obnażać swoje słabości.
• Brałeś udział w seminariach z mistrzami świata. Co dają takie spotkania?
– To zależy od charakteru zawodnika; co sobą reprezentuje. Niektórzy mają agresywny styl, a inni są duchowymi wojownikami. Na przykład białoruski zawodnik Andrej Kulebin zaimponował mi nie tylko umiejętnościami, ale samym podejściem do ludzi: miał w sobie dużo spokoju i opanowania. Bardzo spodobał mi się jego tekst, że gwiazdy to on strąca łokciami, co oznaczało, że nie ma osób, których nie można pokonać. Takie seminarium wprowadza świeżość, jeśli chodzi o techniki u zawodników, bo każdy ma własne. Poza tym, jeżeli przyjeżdża jakiś dobry, ważny zawodnik, to zrzesza to też wszystkich, którzy trenują.
• Jakieś rady dla początkujących?
- Nie zrażać się, być zdeterminowanym i robić wszystko powoli, ostrożnie. Zawsze należy pamiętać, że jest możliwość popełniania błędów, a my powinniśmy się skupiać i je poprawiać, a nie robić wszystko jak najszybciej. Niezbędna jest tu także pokora.