28-letni pan Dawid właśnie siedział na balkonie, gdy usłyszał wybuch, a w chwilę później zobaczył kłęby dymu. - Odruchowo skuliłem się, a zaraz potem wszyscy wybiegliśmy z bloku - mówi Dziennikowi.
Pan Dawid wraz z żoną Anną i trójką małych dzieci mieszkają w Przewodowie w dwupiętrowym domu.
– To jakieś 300 metrów od miejsca wybuchu – mówi mężczyzna. – Byłem na balkonie, nie widziałem, jak to leciało, ale usłyszałem wybuch: najpierw jeden, potem drugi. Było jeszcze w miarę jasno, po piętnastej.
Jak mówi, w pierwszej chwili pomyślał, że to wybuchła jakaś maszyna w pobliskiej suszarni.
– Ale zaraz potem, że to bomby – przyznaje. Pierwsze myśli to bezpieczeństwo dzieci. Najmłodsze ma zaledwie 2,5 miesiąca, dwójka starszych 2 i 6 lat. – Część osób poszła w stronę wybuchu, ale na miejscu szybko pojawiła się policja i straż pożarna i niekogo nie dopuszczali do miejsca eksplozji – dodaje mężczyzna.
– Większość mieszkańców się ewakuowała – mówi pan Dawid. – Gdy żona wróciła z zakupów my też postanowiliśmy wyjechać. Zabraliśmy najpotrzebniejsze rzeczy i wsiedliśmy do samochodu. Policjant wypytywał nas, dokąd jedziemy, ale gdy zobaczył dzieci, to nas przepuścił. Teraz jesteśmy w Mołdiatyczach (miejscowość koło Hrubieszowa, około 55 kilometrów od Przewodowa - red.).