"Pogrzeb Praw Kobiet" w Lublinie. To miało być kameralne, spontanicznie zwołane spotkanie przed biurami poselskim PiS. Skończyło się na dużej manifestacji, która przeszła z ulicy Królewskiej aż na plac Teatralny.
"Kiedy państwo nas nie broni, mojej siostry będę bronić" – krzyczało kilkaset osób przed biurami poselskimi Prawa i Sprawiedliwości przy ulicy Królewskiej w Lublinie. Przed wejściem do budynku uczestnicy zapalili znicze.
– To symbole kobiet, które giną, które będą cierpiały, bo nie będą mogły dokonać legalnej aborcji – mówiła jedna z organizatorek spotkania. – Państwo z kartonu, wszystko się sypie. Zamiast zajmować się pandemią, realnymi problemami, to odsuwamy wszystko.
W czwartek Trybunał Konstytucyjny orzekł, że przepisy dotyczące aborcji w przypadku ciężkiego upośledzenia płodu są niezgodne z polską konstytucją. To oznacza, że ustawa zezwalająca na aborcję w takich przypadkach będzie musiała być zmieniona.
– Bronimy życia dopóki jest ciąża, po ciąży mamy to wszystko gdzieś, to mnie naprawdę dotknęło – mówił inny uczestnik protestu, który przypomniał, że nie tylko PiS przyczyniło się do orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, ale także Konfederacja i PSL.
Uczestnicy przynieśli ze sobą transparenty, na których można było przeczytać: "Nasze ciała nie są własnością posłów", "Ilu żyjącym dzieciom pomogliście?", czy "Nie macie sumienia zmuszając nas do rodzenia".
Były też momenty, kiedy uczestnicy protestu nie przebierali w słowach. Kilkukrotnie można było usłyszeć "J...ć PiS", czy "J...ć Konfederację". Jak mówiły kobiety, to dlatego, że skończył się czas na bycie miłym. "To już jest wojna" – można było usłyszeć.
Uczestnicy protestu z ulicy Królewskiej przeszli deptakiem na plac Litewski, a następnie na plac Teatralny. Na Krakowskim Przedmieściu, kiedy tłum liczący już około tysiąca osób wyszedł na ulicę, próbowali interweniować policjanci. Zgromadzenie nie miało bowiem zgody na zajęcie pasa drogowego. Tłumu nie udało się jednak zatrzymać.
Początkowo protestujący mieli dojść pod KUL. Jak tłumaczyły prowadzące pochód dziewczyny, chciały tam wyrazić swoje niezadowolenie wobec ministra edukacji i nauki, profesora KUL Przemysława Czarnka. Padło nawet stwierdzenie, że gdyby minister mieszkał w Lublinie, to protest odbyłby się pod jego domem, podobnie jak to się dzieje w Warszawie, gdzie protesty kobiet odbywają się wokół domu prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.
Ostatecznie jednak manifestujący zatrzymali się przed Centrum Spotkania Kultur. Po kilku przemowach padły też deklaracje, że protesty będą kontynuowane: w sobotę o godz. 18 przed lubelskim biurem partii KORWiN przy ul. Jezuickiej 4, a w niedzielę o godzinie 16.30 przed głównym wejściem do Ogrodu Saskiego.