Nadal nikt nie znalazł sposobu na piłkarzy Pawła Babiarza. Niebiesko-biali właśnie zaliczyli szóste zwycięstwo z rzędu. W niedzielny wieczór musieli się jednak napracować na wygraną ze Świdniczanką. Jedynego gola gospodarze zdobyli w doliczonym czasie gry.
Starcie na szczycie grupy drugiej było hitem weekendu w IV lidze. Pierwsza połowa trochę rozczarowała. Więcej było piłkarskich szachów niż groźnych sytuacji.
Po zmianie stron spotkanie nabrało rumieńców. Gospodarze mogli objąć prowadzenie po strzałach: Jakuba Szuty, czy Arkadiusza Smoły. Ten pierwszy miał jeszcze jedną sytuację, ale ponownie nie potrafił wpakować piłki do siatki.
W 65 minucie psikusa liderowi mogli sprawić goście. Kacper Kopyciński przez chwilę cieszył się z gola, ale ostatecznie bramka nie została uznana z powodu pozycji spalonej. A kilkadziesiąt sekund później Świdniczanka znalazła się w tarapatach. Kamil Warecki obejrzał drugie „żółtko”. W konsekwencji musiał opuścić boisko. Tomasovia długo nie mogła wykorzystać gry w przewadze, ale w doliczonym czasie gry Jakub Szuta zrehabilitował się za wcześniejsze pudła i głową zaliczył zwycięskie trafienie.
– Po 45 minutach żadna z drużyn nie miała klarownych sytuacji. Szczerze mówiąc słabo wyglądaliśmy pod względem motorycznym. Nie wiem, co było przyczyną. Może poczuliśmy się zbyt pewnie? A może popełniłem błąd podczas mikrocyklu? Musimy to przeanalizować – mówi Paweł Babiarz, opiekun zespołu z Tomaszowa Lubelskiego.
Jak ocenia drugą połowę? – Czerwona kartka na pewno nam pomogła. Po niej mieliśmy przewagę i kilka sytuacji. Kuba Szuta zmarnował dwie setki, ale do końca trzymałem go na boisku, bo wiem, że potrafi się znaleźć w polu karnym. I tak było, bo wepchnął głowę przy dobitce i wygraliśmy mecz. To daje nam komfort grania w kolejnych spotkaniach. Nie tylko w ramach naszej grupy, ale i później w grupie mistrzowskiej. Cieszymy się i jedziemy dalej. Jestem zadowolony i dobrej myśli na przyszłość. Teraz znowu będę próbował chłodzić głowy chłopaków, ale to nie jest proste – śmieje się trener Babiarz.
Goście żałowali porażki, ale nie mieli wielkich pretensji do sędziów za nieuznaną bramkę. – Na pewno jest niedosyt, bo graliśmy na boisku lidera i nie zasłużyliśmy na porażkę. Po czerwonej kartce gospodarze przejęli inicjatywę. Wydawało się, że my mądrze się bronimy. Niestety, w samej końcówce zabrakło koncentracji. I nie mamy punktów. To jest sport, więc gramy dalej. Nasz gol? Sędziowie to też ludzie i czasami się mylą, nie można na nich wszystkiego zrzucać. Arbiter nie uznał nam bramki i trudno – wyjaśnia Paweł Pranagal, szkoleniowiec beniaminka.
Tomasovia Tomaszów Lubelski – Świdniczanka Świdnik Mały 1:0 (0:0)
Bramki: J. Szuta (90+2).
Tomasovia: Bartoszyk – Pleskacz, Chmura, Zozulia, Baran (60 Żurawski), Smoła, Dorosz (80 Karólak), Skiba, Słotwiński, D. Szuta (90 Rojek), J. Szuta (90 Sałamacha).
Świdniczanka: Kowalcyzk – Kowalski, Szczerba, Żmuda, Warecki, Miazga (78 Rusiecki), Kopyciński (68 Śliwa), Stępień, Kowalewski (80 Pędlowski), Zuber, Wilk.
Żółte kartki: Skiba, J.Szuta, D. Szuta – Warecki,
Czerwona kartka: Warecki (Świdniczanka, 67 min, za drugą żółtą)
Sędziował: Adrian Pukas (Chełm). Widzów: 500.