Łączyła ich przyjaźń i myślistwo. Razem jeździli na polowania. To ostatnie okazało się tragiczne. Kula ze sztucera Eugeniusza Sz. zamiast w lisa, trafiła w czaszkę Wojciecha O. Przed Sądem Rejonowym w Białej Podlaskiej ruszył właśnie proces przeciwko myśliwemu, którego prokuratura oskarżyła o niemyślne postrzelenie kolegi.
To była pochmurna sobota 13 listopada 2021 roku. Właśnie wybiło południe, a w lesie na terenie gminy Rokitno w powiecie bialskim od kilku godzin trwało polowanie. Brało w nim udział 12 myśliwych. – Rozmawiałem akurat z Wojtkiem, nawet mu dowcip opowiedziałem. Śmialiśmy się. Staliśmy obok siebie na stanowisku. Pędzenie zwierzyny zbliżało się do końca. Odwróciłem się i zobaczyłem biegnącego lisa. Sięgnąłem po odbezpieczoną broń, którą miałem na lewym ramieniu i wtedy nastąpił wystrzał – relacjonował w czwartek na rozprawie Eugeniusz Sz. z podwarszawskiej gminy Nadarzyn. Poluje od 1986 roku.
Kula ze sztucera nie trafiła w zwierzę, tylko przeszyła czaszkę Wojciecha O. – To był szok. Nigdy nie miałem do czynienia z czymś takim, żeby guzik utknął w spuście. Zacząłem wzywać pomoc – kontynuował przed sądem myśliwy.
Myśliwy zastrzelony przez myśliwego
Prokuratura oskarża go o to, że „w trakcie polowania nie zachowywał ostrożności wymaganej w danych okolicznościach, a jednocześnie, będąc świadomym istniejącego zagrożenia i mogąc je przewidzieć, nieumyślnie postrzelił Wojciecha O. Tym samym spowodował u niego obrażenia ciała, m.in. rozległego krwiaka i uszkodzenia mózgu, które spowodowały jego zgon”.
Oskarżony nie przyznaje się do winy.
Jego obrońca tłumaczy, że doszło do niespotykanie rzadkiego zajścia. – To absolutnie nieszczęśliwe wydarzenie. Broń zaczepiła o guzik kurtki mojego klienta. A dokładniej, dostał się on pomiędzy spust i kabłąk sztucera. I w ten sposób doszło do niekontrolowanego wystrzału – wyjaśnia adwokat Miłosz Kościelniak–Marszał.
W jego ocenie zasady bezpieczeństwa zostały dochowane. – Tutaj nie ma wątpliwości, co się stało. Jako takiego sporu na ten temat nie ma. Jako myśliwy, a więc praktyk mogę potwierdzić, że taka sytuacja z guzikiem mogła się zdarzyć – zapewnia mecenas.
Pochodzący z Łosic Wojciech O. zmarł w szpitalu w Białej Podlaskiej dwa dni po tragicznym polowaniu.
– Byłam akurat w pracy na dyżurze. Dopiero o godzinie 18 dowiedziałam się, że doszło do postrzału. Jeszcze tego samego dnia przyjechałam do bialskiego szpitala. Mąż był w stanie krytycznym. Lekarz dosłownie powiedział „on powoli umiera” – zeznała przed sądem żona zmarłego, która wraz z synem występuje również jako oskarżyciel posiłkowy.
Przyznała, że przez półtora roku czekała na rozmowę z Eugeniuszem Sz. – Żeby coś wyjaśnił, a może nawet pomilczał. Pan zadzwonił do mnie 12 godzin przed rozprawą. Nie odebrałam. To nie był dobry czas – stwierdziła kobieta.
Oskarżony myśliwy wyznał na sali rozpraw, że trzy razy podjeżdżał pod blok, w którym mieszka żona jego zmarłego kolegi. – Nie wiedziałem jakich słów mam użyć – tłumaczył. W czwartek, w sądzie powiedział: – Chciałbym błagać was o wybaczenie. Choćby spróbować. Oferuję wam każdą pomoc – zadeklarował.
Chociaż żona Wojciecha O. ma już prawa emerytalne, to nadal pracuje jako pielęgniarka. – Owszem chciałam przejść na emeryturę, ale teraz muszę pracować, bo nie mam wyjścia. Mąż był głową rodziny, byliśmy małżeństwem ponad 40 lat – mówiła coraz bardziej łamiącym głosem kobieta.
Jej pełnomocniczka, adwokat Katarzyna Szwedowicz–Bronś, zapowiada, że będzie dążyć do uzyskania zadośćuczynienia dla rodziny. – Pan Wojciech był ważnym jej ogniwem. Dlatego będziemy starać się o finansowe zadośćuczynienie za doznaną krzywdę. Najpierw jednak należy wnikliwe przeprowadzić postępowanie dowodowe – podkreśla pani mecenas.
80 tys. zł od myśliwych
Dotychczas z polisy ubezpieczeniowej koła łowieckiego rodzinie tragicznie zmarłego myśliwego wypłacono 80 tys. zł. Odpowiednio 40 tys. zł żonie i po 20 tys. zł synowi i córce. – Opłaciłem część pochówku Wojtka – dodaje Eugeniusz Sz.
Mężczyzna nie stracił uprawnień myśliwskich. – Zawiesiliśmy nasze wewnętrzne postępowanie na czas sprawy sądowej. Czekamy na wyrok – mówił nam w ubiegłym roku Andrzej Borysiuk, Okręgowy Rzecznik Dyscyplinarny Polskiego Związku Łowieckiego w Białej Podlaskiej. – Póki nie ma prawomocnego wyroku, myśliwy nie stracił uprawnień PZŁ – stwierdził Borysiuk.
Oskarżonemu grozi kara od 3 do 5 lat pozbawienia wolności.