- Lubelscy deweloperzy nadal nie rozumieją, że ładny widok z okna też kosztuje. U nas są tylko ładne nazwy nowych osiedli na bilbordach, typu „Zielona ostoja” czy „Parkowe wzgórze”. Ale nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością - mówi architekt krajobrazu Wojciech Januszczyk
Rozmowa z Wojciechem Januszczykiem, architektem krajobrazu z pracowni Garden Concept w Lublinie
- Ładnie, prawda? Ludzie przychodzą i robią sobie tutaj zdjęcia. Co 15 minut jakiś dzieciak ląduje na murku i pozuje.
• Ile jest tych tulipanów?
- Około 3,5 tysiąca. W czterech pastelowych kolorach, które dobieraliśmy tak, by pasowały do elewacji budynku. Zaprosiłem cię tu, by pokazać dobry przykład tego, co można zrobić z zielenią w przestrzeni publicznej.
• Ciężko było przekonać dyrekcję Sądu Rejonowego do takiego rozwiązania?
- Mieliśmy zlecenie na uporządkowanie parkingu z tyłu budynku. Trzeba tam było wyciąć stare drzewa, usunąć ich zniszczony system korzeniowy i zrobić nowe nasadzenia. Teraz jest tu więcej drzew. Zdecydowaliśmy się na lipy formowane w kształt palmety.
To nowatorskie rozwiązanie zyskało poparcie dyrekcji sądu. Dzięki temu rosną tylko w jedną stronę i mogą pod nimi parkować samochody. Tak uformowane drzewa nie zanieczyszczają spadzią mszyc masek aut. Dlatego to znakomite rozwiązanie w mieście. Tak formowane lipy i graby sprowadziliśmy z zagranicy, w Polsce jeszcze nie można ich kupić. Zauważ też, że przy pniach nie ma żadnych palików. Drzewa są obsadzone na pasach pod ziemią. A obok mamy strzyżone bukszpany i barwinek w kilku kolorach. Jeszcze dwa sezony i naprawdę będzie pięknie.
• Wracając do tulipanów...
- Gdy robiliśmy tył, pomyśleliśmy, że warto zagospodarować też front tego budynku. Panował tu chaos, który kompletnie nie pasował do statusu tego miejsca. Na własny koszt zrobiliśmy koncepcję i poszedłem z nim do dyrekcji. Zaproponowałem bukszpany, barwinek i te tulipany. Ważne, by tak dobrać kolory, by podkreślić rangę budynku. Trafiliśmy na podatny grunt i dziś tulipany zachwycają mieszkańców miasta. Teraz marzą mi się takie przestrzenie w innych częściach Krakowskiego Przedmieścia.
• Czemu akurat tulipany?
- Przyznam, że cztery lata szukałem reprezentacyjnego miejsca przy Krakowskim Przedmieściu, by pokazać coś innego niż to, do czego jesteśmy przyzwyczajeni i przyzwyczajani. W tym roku chcę zaproponować dyrekcji sądu kolejne nasadzenia, też roślin cebulowych. Chciałbym wrócić do starych tradycji upiększania przestrzeni publicznych kwiatami. Poza tym cebule są tanie. Tulipan w hurcie kosztuje 70-80 gr.
• Ile sezonów wytrzyma?
- 2-3, ale trzeba je uzupełniać, bo z każdym sezonem cebulki słabną.
• Zdarza ci się sadzić tuje?
- Tuje są dobre do żywopłotów ogrodowych, ale nie to jest roślina do przestrzeni publicznej! To błąd, który popełnia wielu projektantów: przenoszenie z ogrodów do przestrzeni miejskich roślin, które ani się tu nie nadają, ani nie komponują. Tuje można zastąpić innymi roślinami, ale ze względu na to, że tuje szybko rosną i tworzą zwarty żywopłot to „zatujowaliśmy” całą Polskę. Dziś tuja to synonim złego smaku.
• Co jest modne dziś?
- Na zachodzie odchodzi się dziś od nurtu eko, tak modnego przez kilka ostatnich lat, gdy sadziło się rośliny typowe dla danego terenu i niewymagające pielęgnacji, jak np. trawy. Teraz sadzi się np. warzywa ozdobne uzupełnione bylinami.
• A w Lublinie wciąż królują rachityczne drzewka… Jak te przy ul. Kołłątaja gdzie właśnie jesteśmy.
- W mieście nie wolno sadzić małych drzew! Centrum to nie jest miejsce, gdzie drzewa mają dorastać. Można sobie na to pozwolić na nowym osiedlu, ale nie w Śródmieściu! A te badyle na Kołłątaja mają być wymienione. Z tego co wiem, to właśnie na palmety.
• Skoro przy drzewach jesteśmy: jak się skończyła historia z jesionem, którego tak zajadle broniłeś przed wycięciem na sąsiedniej posesji?
- Jesion został wycięty. Podzielił los wielu innych drzew wycinanych bez potrzeby w Lublinie. Inwestor odwołał się do SKO od decyzji konserwatora zabytków, który się na wycinkę nie zgodził. I Samorządowe Kolegium Odwoławcze nakazało konserwatorowi wydać zgodę. Robiłem wszystko, by do tego nie doszło, ale się nie udało. Na koniec jeszcze sąd kazał mi zapłacić 500 zł grzywny za zakłócanie porządku. Powinienem był się odwoływać, ale jak sobie przeliczyłem te pieniądze na czas i energię życiową, to stwierdziłem, że nie ma sensu się szarpać. Zapłaciłem.
• Jak oceniasz zieleń w naszym mieście?
- Najlepszym symbolem tego, że w Lublinie jeszcze trzeba mocno popracować nad zielenią, są te donice przed ratuszem. Albo te 3-4 krzaczki na krzyż na rabatkach ze żwirku na Al. Racławickich. Panowie z kosiarkami wykosili co się da, błoto pośniegowe też zrobiło swoje i w efekcie z ziemi wystają pojedyncze rachityczne „krzaki”. Dawno bym to wyrwał i wyrzucił.
Nie mówiąc już o planach zabudowy górek czechowskich - zielonych płuc Lublina. To taka nasza Puszcza Białowieska, a i tak walec po niej przejedzie, mimo że był to teren przeznaczony na parki i rekreację.
Nie może być tak, że jeśli na szali kładzie się inwestycję i drzewo - zawsze przegrywa to drugie, bo za chwilę obudzimy się w betonowej pustyni. Ale za to pięknie zainwestowanej. Kłania się tu nam wszystkim idea zrównoważonego rozwoju.
Moim zdaniem największy problem tego miasta to właśnie wycinka drzew. Choć, trzeba przyznać, nie jest to wina jedynie urzędników. Bo owszem, często zbyt pochopnie wydają decyzje o wycince, ale robią to przecież na czyjś wniosek - inwestora lub właściciela posesji. Ludzie wciąż nie mają świadomości co tracą. A lubelscy deweloperzy nadal nie rozumieją, że ładny widok z okna też kosztuje. U nas są tylko ładne nazwy nowych osiedli na bilbordach, typu „Zielona ostoja” czy „Parkowe wzgórze”. Ale nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością.