Górnik Łęczna zakończył rundę jesienną, a jego piłkarze zaczęli zasłużone urlopy. Kibice zielono-czarnych mogą jednak odczuwać pewien smutek, że rozgrywki ligowe w tym roku zakończyły się w momencie kiedy ich ulubieńcy złapali wiatr w żagle i wygrali dwa spotkania z rzędu. Na kontynuację tej serii trzeba będzie poczekać aż do lutego
Łęcznianie po dobrym początku sezonu nie mogli zdobyć kompletu punktów od 25 sierpnia kiedy pokonali na wyjeździe Arkę Gdynia. Na kolejne trzy punkty kibicom i zawodnikom trenera Pavola Stano przyszło poczekać bardzo długo. Choć Górnik nie notował porażek, a głównie remisy, to czas biegł i wyczekiwanie na zwycięstwo zaczęło już nieco wszystkim w klubie ciążyć.
Okazji do przełamania serii meczów bez zwycięstwa było wiele i często wydawało się, że łęcznianie są blisko jej osiągnięcia. Ostatecznie poczekać trzeba było aż do pierwszego grudnia kiedy na stadion przy al. Jana Pawła II przyjechał beniaminek – Stal Stalowa Wola. Dla Górnika nie było to łatwe spotkanie, ale dzięki dubletowi Przemysława Banaszaka w końcowych minutach kamień spadł z serca zarówno sztabowi, piłkarzom jak i fanom. Radość była tym większa, że trzy punkty udało się zdobyć na kilka dni przed Barbórką – niezwykle ważnym dla ciężko pracujących górników świętem.
W minioną sobotę podopieczni trenera Stano postanowili przedłużyć swoim kibicom świętowanie i dobre humory. Łęcznianie znów trafili na Stal, ale tym razem tą z Rzeszowa i ograli ją różnicą trzech bramek. Bardzo ważnego gola w tym spotkaniu zdobył obrońca Jakub Bednarczyk, który w 16 minucie popisał się ładnym rajdem z piłką i jeszcze ładniejszym strzałem sprzed pola karnego. – Jeśli chodzi o sytuację, w której zdobyłem bramkę, to otrzymałem dobre podanie i widziałem, że mam sporo miejsca. Żaden z rywali mnie nie atakował, więc podjąłem decyzję o uderzeniu. Mogłem jeszcze odgrywać, bo Damian Warchoł był świetnie ustawiony, ale spróbowałem szczęścia i udało się zdobyć gola – powiedział po spotkaniu w stolicy Podkarpacia strzelec pierwszej bramki.
W drugiej połowie łęcznianie przeżywali nieco cięższe chwile, ale między słupkami kapitalnie spisywał się Branislav Pindroch. Dla słowackiego bramkarza mecz na stadionie przy ul. Hetmańskiej również miał dodatkowy smaczek, bo w przeszłości przez trzy sezony bronił barw lokalnego rywala Stali czyli Resovii. Jednak po spadku tej drużyny do Betclic II Ligi przeniósł się do Łęcznej.
Dobre interwencje Pindrocha pozwoliły utrzymać Górnikowi korzystny rezultat, a w końcówce zielono-czarni wrzucili „wyższy bieg”. W 86 minucie do siatki Stali trafił Damian Warchoł, a wynik ustalił David Ogaga, który na murawie pojawił się kilka chwil wcześniej. – Trzy bramki strzelone na wyjeździe i czyste konto z pewnością cieszą. Duża w tym zasługa naszego golkipera Brania Pindrocha, ponieważ bronił znakomicie. Należy jednak pochwalić całą drużynę, która mocno zapracowała na te punkty. Każda ekipa ma swoje sytuacje, ale my po prostu lepiej je wykorzystaliśmy. Widać, że jesteśmy zgranym zespołem i to czuje się na boisku ale także poza nim – zapewniał Bednarczyk.
Po meczu w Rzeszowie piłkarze Górnika udali się na urlopy. Pierwszym rywalem łęcznian w 2025 roku będzie ŁKS Łódź. Runda wiosenna planowo ma rozpocząć się w połowie lutego.