Po pechowej porażce z Olimpią Elbląg drużyna Mariusza Pawlaka szybko będzie miała okazję, żeby się zrehabilitować. W sobotę Wisła znowu zagra przed własną publicznością. Tym razem rywalem będzie Znicz Pruszków. Spotkanie rozpocznie się wcześniej niż planowano, o godz. 14.45.
Początkowo pierwszy gwizdek był wyznaczony na godz. 16. Z powodu otwarcia nowej hali w Puławach działacze zdecydowali się jednak przyśpieszyć spotkanie ze Zniczem.
Jeżeli Duma Powiśla marzy o czołowych lokatach, to takie mecze, jak ten sobotni musi wygrywać. Rywale w pięciu poprzednich występach zgarnęli tylko pięć punktów. Jedyne zwycięstwo odnieśli przy okazji starcia z ostatnim zespołem w tabeli, czyli Sokołem Ostróda (3:2). Ekipa z Pruszkowa właśnie obok czerwonej latarni rozgrywek ma najgorszą defensywę w II lidze. Do tej pory straciła aż 20 goli. Podopieczni Mariusza Misiury ani razu nie zachowali czystego konta.
Wydaje się, że to idealny przeciwnik, żeby rozpocząć nową serię w Puławach, ale trzeba też zaznaczyć, że Znicz w tym sezonie lepiej punktuje właśnie na wyjazdach. U siebie uzbierał tylko pięć „oczek”, ale z obcych boisk przywiózł ich siedem. Niespodziewanie potrafił też wygrać w Chojnicach i Krakowie z Garbarnią.
A puławianie na pewno przystąpią do najbliższego spotkania podrażnieni porażką z Olimpią. Przegrywali już 0:2, ale w doliczonym czasie gry wyrównali na 2:2 i próbowali pójść za ciosem. Zamiast strzelić na 3:2 stracili jednak trzeciego gola i musieli przełknąć bardzo gorzką pigułkę. Tym bardziej, że przegrali po raz pierwszy od czterech spotkań.
– Na pewno byliśmy źli, bo skończyła się nasza dobra passa. Punktowaliśmy regularnie, a do tego dwa razy zagraliśmy na zero z tyłu. Uważam, że nie zasłużyliśmy na porażkę z Olimpią. Analizowaliśmy dokładnie mecz i mogliśmy uniknąć straty trzeciej bramki. Graliśmy jednak u siebie i chcieliśmy za wszelką cenę wygrać. Uważam, że gdyby udało nam się wcześniej wyrównać, to jeszcze pokusilibyśmy się o komplet punktów. Nie ma jednak sensu żyć przyszłością, trzeba się skoncentrować na kolejnym spotkaniu – mówi Mateusz Pielach.
„Beny” po kontuzji w tym tygodniu trenował już na sto procent i jest gotowy do gry. Gorzej wygląda sytuacja Adriana Paluchowskiego. Najlepszy snajper Dumy Powiśla doznał urazu kolana i po zaledwie kilku minutach musiał opuścić boisko w starciu z ekipą z Elbląga. Trudno powiedzieć, kiedy „Paluch” wróci do gry, ale wszyscy w klubie mają nadzieję, że jego przerwa nie potrwa zbyt długo. Na pewno zabraknie go w starciu ze Zniczem, czyli jego byłym klubem, w którym spędził kilka ładnych lat. W tym czasie na boiskach I i II ligi zdobył dla tego klubu 58 bramek. Ostatni raz koszulkę ekipy z Pruszkowa zakładał w sezonie 2016/2017.
– Rywal jest nieprzewidywalny, bardzo niewygodny, a jeżeli dobrze pamiętam, to w Puławach zawsze ciężko nam się grało ze Zniczem. Nie skupiamy się jednak na rywalu, tylko na sobie, mam nadzieję, że po wyeliminowaniu błędów uda nam się wrócić do dyspozycji z września, kiedy graliśmy skuteczny futbol w ofensywie, ale jednoczenie potrafiliśmy także prezentować odpowiedzialność w defensywie – dodaje kapitan Wisły.