Ksiądz mnie zniszczył – płacze matka upośledzonej umysłowo 26-latki, która miała być zgwałcona przez mieszkańca innej wsi na cmentarzu parafialnym. – Podczas mszy wymienił mnie z nazwiska i nazywał patologią. Powiedział, że chore dziecko powinnam trzymać w klatce
O rodzinie mieszkającej w jednej z podzamojskich wsi zrobiło się głośno po tym, jak zwróciła się o pomoc do Prokuratury Rejonowej w Zamościu. W listopadzie ubiegłego roku 26-latka poszła na grób ojca zapalić lampki. Do domu wróciła zapłakana. Dwa dni później zwierzyła się psychologowi na warsztatach terapii zajęciowej, że została na cmentarzu zgwałcona. Czynu miał się dopuścić 51-latek, który kilka miesięcy wcześniej wymieniał w jej domu piec centralnego ogrzewania.
Podczas rozmowy z matką niepełnosprawnej kobiety, mężczyzna przyznał się do seksu z jej córką, ale podkreślił, że doszło do niego przy obopólnej zgodzie. Zadeklarował też, że pomoże dziecku, które wtedy począł. Kiedy zaczął jednak wypierać się ojcostwa, matka 26-latki zgłosiła sprawę śledczym, a ci wszczęli postępowanie.
Kobieta mówi, że raz w miesiącu zamawia mszę w intencji swojego zmarłego męża. Podczas lutowego nabożeństwa, w trakcie odczytywania ogłoszeń parafialnych, proboszcz miał ją wymienić z nazwiska.
– Nazwał mnie patologią i pytał, jak długo będę szargać dobre imię parafii – relacjonuje. – Powiedział, że jak się ma chore dzieci, to się je trzyma w klatce. Nie mogłam tego słuchać, wyszłam. Całą drogę przepłakałam. Od tego czasu moja noga w kościele nie postała.
Kobieta przyznaje, że kilka dni później ksiądz odwiedził ją w domu. Chciał przeprosić. Powiedziała, że przyjmie przeprosiny, jeżeli będą publiczne, wygłoszone w kościele lub opublikowane w mediach.
– Sprawa zrobiła się głośna. Ludzie zaczęli nas wytykać palcami. A ja tylko chciałam, żeby cała wieś usłyszała te przeprosiny, tak jak ludzie usłyszeli, że jestem „patologią” – tłumaczy powody swojej decyzji. – Jednak proboszcz stwierdził, że nie będzie się przed ludźmi tak upokarzał. Wtedy uznałam, że nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia.
Zadzwoniliśmy do parafii po komentarz. – Nie będę udzielać żadnego wywiadu – powiedział mężczyzna, który odebrał telefon. Nie przedstawił się. Od razu wiedział jednak, o jaką sprawę chodzi. – W Wielkim Poście cały Kościół tak bardzo poniewierać? Tak być nie może. Do widzenia. Miłego dnia – uciął odkładając słuchawkę.
Śledztwo mające wyjaśnić dramatyczne zajścia na cmentarzu rozpoczęło się 1 lutego. – W tej chwili trwają przesłuchania osób związanych ze sprawą – mówi nam Bartosz Wójcik, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Zamościu.
– Moja córka zemdlała podczas pierwszego przesłuchania i karetka zabrała ją do szpitala. Teraz będzie przesłuchiwana ponownie – relacjonuje matka dziewczyny. – Wolno ta sprawa idzie, ale idzie. Teraz dostaliśmy jednak cios w samo serce i to ze strony, z której nigdy byśmy się nie spodziewali. Od Kościoła.