Rogóźno. Wysypisko w Tomaszowie Lubelskim pęka w szwach. Budowa nowego w Rogóźnie nadal stoi pod znakiem zapytania.
Problem wysypiska w Tomaszowie Lubelskim był mnóstwo razy podnoszony na sesjach Rady Miasta i Powiatu. Pomysł na jego rozwiązanie jest, bo miasto kupiło w pobliskim Rogóźnie 8-hektarową działkę pod budowę Zakładu Zagospodarowania Odpadów.
Ale inwestycja od lat stoi w miejscu. Powód? Została oprotestowana przez okolicznych mieszkańców. Burmistrz Tomaszowa Lub. wprawdzie wystarał się w Wojewódzkim Inspektoracie Ochrony Środowiska o przedłużenie terminu użytkowania puchnącego wysypiska do 2009 r., ale to sprawy nie załatwi.
- Do tego czasu odpady będą musiały się tam pomieścić - mówił jakiś czas temu Ryszard Sobczuk, burmistrz Tomaszowa Lubelskiego. - A, że w Rogóźnie są protesty… to naprawdę normalne przy takich inwestycjach. Będziemy miejscowych nadal przekonywać. Ten zakład musi powstać.
Mieszkańcy Rogóźna są taką argumentacją rozżaleni. Pisali w tej sprawie do kolejnych burmistrzów, starostów i wojewody lubelskiego. Tłumaczyli, że inwestycja będzie ich truć (w Rogóźnie mają być m.in. składowane odpady z azbestu), a miejskie działki sąsiadują bezpośrednio ze źródliskami rzeki Sołokija (teren objęty jest programem Natura 2000). Ponoć grozi to ich degradacją.
- Władze Tomaszowa nas lekceważą - mówi Bogdan Świderek z Rogóźna. - Projekt budowy składowiska powstał w czasach PRL. Nikt się wtedy nie przejmował ekologią. Na jakimś zebraniu zapowiedziano, że musimy sprzedać miastu działki, bo nas wysiedlą. Kilka osób uległo. Teraz tego żałują. Ta inwestycja to bomba ekologiczna.
Ryszard Kramarczuk z Rogóźna twierdzi, że przeciwko budowie jest 200 osób (ich nazwiska zebrano na specjalnej liście).
- Źródlisko rzeki to obszar lęgowy chronionych gatunków ptaków m.in. bociana czarnego - mówi. - Władza nie chce o tym pamiętać. Nawet gdy burmistrz ruszy z budową, maszyn tu nie wpuścimy. Wesprą nas na pewno organizacje ekologiczne!
Czy budowa ZZO rzeczywiście negatywnie wpłynie na źródlisko Sołokii?
- Zrobiliśmy właśnie taką ekspertyzę - mówi Przemysław Stachyra z Zamojskiego Towarzystwa Przyrodniczego. - Co się okazało? Ta lokalizacja nie jest może najlepsza, ale raczej nie powinna negatywnie wpłynąć na populację ptaków chronionych. Podobnie jest z roślinnością i zwierzętami. Czy ewentualny protest organizacji ekologicznych byłby w tym przypadku uzasadniony? Naprawdę trudno powiedzieć.