Po trwającym pół roku śledztwie prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie śmierci
21-letniego Marka K., który zmarł po dyskotece.
- Nie jesteśmy w stanie dowieść, że obrażenia, jakich doznał Marek K. są wynikiem pobicia - powiedział nam wczoraj Artur Kubik, szef Prokuratury Rejonowej w Zamościu. - Przesłuchaliśmy pracowników obsługi i ochrony, rodzinę i kolegów oraz uczestników imprezy, sprawdziliśmy billingi rozmów telefonicznych, obejrzeliśmy nagrania z kamer monitorujących dyskotekę, wywołaliśmy opinie biegłych, ale nie znaleźliśmy niczego, by komukolwiek postawić zarzut. Dlatego umorzyliśmy śledztwo.
Mieszkaniec Łabuń pod koniec ub.r. przyjechał do domu na urlop z Anglii. W nocy z 29 na 30 grudnia bawił się na dyskotece w łabuńskim Klubie Gorzelnia, gdzie m.in. pił z kolegami alkohol. Podczas śledztwa ustalono, że jeden ze znajomych widział go ok. godz. 2.30. Pół godziny później Marka K. znaleziono w klubowej toalecie. Pracownicy ochrony wyprowadzili go na zewnątrz lokalu i posadzili na krawężniku.
Młody mężczyzna miał z tyłu głowy krwawiącą ranę. Pracownicy klubu odwieźli go do domu. Gdy nie odzyskał przytomności, rodzina wezwała karetkę pogotowia. Marek K. zmarł w sylwestra w zamojskim szpitalu.
Jak wynika z sekcji zwłok, bezpośrednią przyczyną zgonu były obrażenia głowy: złamanie kości skroniowej i potylicznej oraz krwiak i obrzęk mózgu. - Wskazywałoby to na uraz, który mógł powstać np. w wyniku upadku, ale ustalono też obrażenia twarzy w okolicach warg, które mogłyby wskazywać na pobicie - opowiada szef zamojskiej prokuratury.
Na to, że 21-latka pobili ochroniarze, wskazywali koledzy Marka K. - Zginął śmiercią tragiczną po tym, jak ochroniarze dotkliwie go pobili - napisali na jednym z forów internetowych, a później kilka razy pod Klubem Gorzelnia spotykali się ze zniczami, domagając się od policji i organizatorów profesjonalnego zabezpieczenia odbywających się tam imprez.
Prokuratura nie znalazła jednak dowodów na poparcie tezy kolegów 21-latka. - W toalecie, gdzie znaleziono Marka K., nie ma zainstalowanych kamer, dlatego nie można określić, co tam się działo - mówi prok. Kubik. - Pobicia nie można wykluczyć, ale z drugiej strony trudno jest je udowodnić.