Przeszedł przez eliminacje do programu "Mam talent”, ale właśnie dostał wiadomość, że został wykluczony. Dlaczego? Bo uznano jego pokaz za zbyt niebezpieczny. 19-letni Łukasz Bełz z Zamościa jest zawiedziony. To może nieco odsunąć w przyszłość jego marzenia.
Łukasz interesuje się motorami od dziecka. W każdy weekend spotykał się wraz z kolegami na oddalonych od Zamościa parkingach.
Założyli grupę "Frantic Raiders Squad” i zabrali się za karkołomne ewolucje, które mają swój rodowód w kaskaderskich filmach. Ekstremalne wyczyny na potężnych motorach wymagają długich treningów, zacięcia i dużej odwagi.
– Wbrew pozorom nie są bardzo niebezpieczne – mówi Łukasz. – Moją specjalnością jest m.in. jazda na jednym kole mojego kawasaki. Potrafię też m.in. prowadzić stojąc np. na zbiorniku paliwa. Miałem stłuczki i otarcia, ale obyło się bez wypadków.
Łukasz skończył właśnie Technikum Mechaniczne w Zamościu. Na razie nie myśli jednak o studiach. Chce rozwijać swoją pasję i zarabiać na akrobacjach. Miał pomóc mu w tym program "Mam talent”. Na eliminacje pojechał do Warszawy i przebrnął je. Radość się jednak szybko skończyła.
– Napisali do mnie, że moje ewolucje są zbyt niebezpieczne, dlatego nie mogę wystąpić – tłumaczy. – Szkoda, bo to dobry sposób, żeby się szerszej publiczności pokazać. Ale jakoś to przeboleję…
Miłość do skomplikowanych ewolucji jest w rodzinie Bełzów powszechna. Bracia Łukasza, Kamil i Sebastian także mają potężne motocykle. To oni stanowią trzon FRS.
– Jestem najstarszym z braci i ta miłość do motocykli zaczęła się chyba ode mnie – mówi 24-letni Sebastian Bełz. – Teraz wychodzą nam naprawdę fajne rzeczy... Myślę, że mamy się czym pochwalić.
Bracia podpatrują także wyczyny innych miłośników motocykli. W poprzednią niedzielę odbywały się w Zamościu motocrossowe mistrzostwa Lubelszczyzny.
Kamil Bełz w nich nie startował, ale siedział na swoim motorze, tuż obok toru. Podpatrywał i porównywał. – Warto zobaczyć, jak inni sobie radzą – tłumaczył. – Ale ja w takich zawodach nie startuje…