Tłukł mnie i kopał bez opamiętania – skarży się 19-latek, który parę dni temu trafił do hrubieszowskiego szpitala. Kto miał go pobić? Syn właściciela piekarni, w której zawodu uczy się poszkodowany. – Żadnego pobicia u nas nie było – ripostuje przedsiębiorca.
Radosław Gorszkowski mieszka z rodziną w podhrubieszowskim Moroczynie, a pracuje w Zakładzie Przetwórstwa Mięsnego i Piekarniczego w Dziekanowie. W nocy z soboty na niedzielę miał dyżur w piekarni. – Przed godz. 5 wpadł na halę syn naszego szefa – opowiada chłopak. – Był agresywny. Zaczął krzyczeć na piekarzy, że słabo pracują, że nic nie potrafią. Wdałem się z nim w dyskusję. Wtedy zaczął mi ubliżać, uderzył w ramię, przewrócił, a potem zaczął mnie kopać i bić po głowie. Pastwił się nade mną. Krzyczałem, ale żaden z piekarzy nie pomógł.
Poturbowany młodzieniec pozbierał się jakoś po tym zajściu, umył i wyszedł z zakładu. – Syn wrócił do domu ok. godz. 6 – mówi matka poszkodowanego, Celina Gorszkowska. – Wyglądał okropnie. Miał zawroty głowy i wymiotował. Nie mogłam nawiązać z nim kontaktu. Byłam przerażona. W końcu powiedział co się stało. Zawiadomiliśmy policję i pojechaliśmy do szpitala. Syn jest na obserwacji. Nadal czuje się źle. To chłopak wrażliwy. Cierpiał na zaburzenia emocjonalne. Boję się, że mogą one teraz powrócić.
– Odbyły się już pierwsze przesłuchania. Zbadamy wszystkie okoliczności tego zdarzenia – powiedziała nam post. Krystyna Popek, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Hrubieszowie.
Józef Wojczuk, właściciel zakładu w Dziekanowie, zapewnia, że już przeprowadził w tej sprawie prywatne śledztwo. – Rozmawiałem z synem i piekarzami, którzy pracowali w nocy z soboty na niedzielę – mówi. – Żaden nie potwierdził wersji Radka. Zarzuty są wyssane z palca. Pobicia w zakładzie nie było. Od dawna miałem zastrzeżenia do pracy tego chłopaka. On się tego domyślił. Wykombinował więc pobicie, aby wyciągnąć odszkodowanie.
Chcieliśmy zapytać 22-letniego syna przedsiębiorcy o jego wersję wydarzeń, ale okazało się to niemożliwe. – Syn wyjechał za granicę, bo miał sprawę do załatwienia – poinformował nas jego ojciec. – Wróci w najbliższych dniach.
Co na to matka poszkodowanego? – Piekarze boją się o pracę, więc siedzą cicho – denerwuje się Gorszkowska. – My tego jednak nie darujemy. Sprawa znajdzie finał w sądzie.
Radosław Gorszkowski nadal przebywa w szpitalu. Mówi, że do pracy w piekarni nie wróci. •