(Leszek Wójtowicz)
Nie wiedzieliśmy, co zrobić z wałęsającym się po sklepie wilczurem – zaalarmowała nas Czytelniczka. – Nikt nam nie pomógł, a pies mógł kogoś pogryźć.
Było jednak inaczej. Mimo ogłoszeń nadawanych przez megafon nikt z klientów nie zgłosił się po psa.
– Zwierzę zostało napojone, jeden z pracowników ochrony kupił mu jedzenie – opowiada zamościanka.
– Powiadomiony o sytuacji kierownik schroniska nie mógł psa odebrać, bo znajdował się kilkaset kilometrów od Zamościa. Nie pomogły ani Straż Miejska, ani policja. Zwierzę mogło wpaść pod samochód albo zaatakować innego psa, dlatego trzeba było je zabrać sprzed hipermarketu. Zadzwoniłam do schroniska, gdzie poinformowano mnie, że mają tylko jeden samochód i nikt poza kierownikiem nie może odebrać psa.
Wilczurem zajęła się w końcu jedna z pracownic hipermarketu, u której zwierze ma mieszkać, dopóki nie zgłosi się właściciel. – Jest oczywiste, że kierownik schroniska nie jest w stanie być wszędzie, ale może pod jego nieobecność inne instytucje powinny zająć się odławianiem psów – zastanawia się pani Anna.
– Przez siedem dni w tygodniu jestem 24 godziny na dobę pod telefonem i jak trzeba, to i w nocy jadę po psa lub inne zwierzę, ale tamtej niedzieli byłem akurat w podróży służbowej – mówi Piotr Łachno, który firmowym samochodem jeździł do Niemiec po nowe zwierzęta do zamojskiego Ogrodu Zoologicznego.
– Tak się akurat złożyło. Z rozmowy telefonicznej wywnioskowałem, że pies zachowywał się spokojnie i nikomu nie zagrażał. Gdyby był agresywny, na miejsce pojechałby lekarz weterynarii. W schronisku mamy 250 psów i cały czas ktoś jest tam na miejscu.
Pani Anna zwraca uwagę, że wielu mieszkańców Zamościa nie wie, jak się zachować na widok bezpańskich zwierząt. Dlatego podajemy numer telefonu do schroniska – 84 641 12 86. Dzwonić można również bezpośrednio do kierownika, tel. 601 800 961.