Dwaj 21-letni więźniowie z Zakładu Karnego w Zamościu nie wrócili po pracy do swoich cel i przepadli. Od wtorku szuka ich miejscowa policja i służba więzienia. Obaj znaleźli się za kratkami za drobne kradzieże.
O tej ucieczce pisaliśmy wczoraj. Mężczyźni są więźniami zakładu półotwartego przy ul. Hrubieszowskiej w Zamościu. Wykonywali prace remontowe, zlecone przez Urząd Gminy w Nieliszu. Dowozili ich tam… miejscowi urzędnicy.
Jak tłumaczy Adam Wal, wójt tej gminy, po południu zostali odstawieni pod bramę Zakładu Karnego. Więzienie twierdzi co innego.
- Wójt nie zna okoliczności zdarzenia - prostuje Tomasz Buczek, rzecznik Zakładu Karnego w Zamościu. - Oni uciekli z transportu.
Policja wyjaśnia, jak było naprawdę. Ucieczka wywołała jednak w Zamościu spore poruszenie. W tym mieście osadzonych dowozi do pracy, głównie na staromiejskie place budów, Straż Miejska. Dariuszowi Zagdańskiemu, zamojskiemu radnemu PiS, to się nie podoba. Uważa, że konwojowanie osadzonych przekracza kompetencje straży i urzędników.
- Ta ucieczka pokazuje, że więźniowie przekazywani są pod nadzór ludzi, którzy nie mają pojęcia, jak z nimi postępować - złości się. - To niedopuszczalne.
Mieszkańcy Zamościa wtórują radnemu. - Tym więźniom w głowach się poprzewracało - denerwuje się 72-letnia Janina Markiewicz. - Mają w celach komputery, telewizory i co tylko chcą. Jedzenie dają im też lepsze niż mogą kupić emeryci. To dlatego głupoty przychodzą im do głowy.
- Ucieknie złodziejaszek, to pomyśli o tym także morderca - dodaje
40-latek z Zamościa. - Kto wie, kogo oni tam na te roboty puszczają.
(bn)