Chciałem zrobić fajerwerki na znak protestu – to jedno ze stwierdzeń cytowanych przez sędziego podczas odczytywania wyjaśnień złożonych przez Huberta C., oskarżonego przez prokuraturę m.in. o podpalenie siedziby sanepidu i punktu szczepień w Zamościu. Proces mężczyzny ruszył we wtorek.
43-letni Hubert C. został do sali rozpraw w Sądzie Rejonowym w Zamościu doprowadzony przez policję z zakładu karnego, w którym przebywa od momentu, gdy został tymczasowo aresztowany po zatrzymaniu 28 lutego tego roku. To żonaty rolnik z gm. Nielisz, ojciec kilkuletniej dziewczynki, który w ostatnim czasie utrzymywał rodzinę z wyjazdów do pracy za granicą. W ręce stróżów prawa wpadł na Podkarpaciu, niedługo po przekroczeniu granicy Polski, gdy wracał ze Szwajcarii. Wyjechał tam zaraz po tym, jak nocą z 1 na 2 sierpnia 2021 roku w Zamościu dokonał podpalenia pomieszczeń Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej na ul. Peowiaków oraz mobilnego punktu szczepień przeciwko COVID-19 na Rynku Solnym w Zamościu. M.in. właśnie z powodu pobytu za granicą przez wiele miesięcy był nieuchwytny. Nad jego zatrzymaniem w tym czasie pracowała specjalna grupa powołana w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Lublinie, a za pomoc w ustaleniu sprawcy minister zdrowia wyznaczył nawet 10 tys. zł. nagrody.
Podpalał i żałuje
W akcie oskarżenia skierowanym do sądu w kwietniu br. zamojska Prokuratura Okręgowa zarzuciła Hubertowi C. również podłożenie jesienią 2020 roku ognia pod dwie stacje telefonii komórkowej w Złojcu. Śledczy stwierdzili, że swoimi czynami spowodował straty sięgające blisko 240 tys. zł w Zamościu, a w poprzednim przypadku – ponad 140 tys. zł.
Mężczyzna już po przedstawieniu zarzutów przyznał się do winy i wyraził skruchę. Taką samą postawę prezentował we wtorek przed sądem. – Ogromnie żałuję tego, co uczyniłem – zapewniał na początku rozprawy. Później stwierdził też, że gdyby mógł cofnąć czas, nigdy niczego podobnego by nie zrobił. Zarzekał się, że jego działania nie były wcześniej planowane, ale podejmowane pod wpływem impulsu. Opowiadał, że w sierpniową noc zeszłego roku z trzema pojemnikami łatwopalnej substancji spakowanymi do plecaka pojechał do Zamościa niedługo po tym, jak wrócił z rodziną z restauracji. – Zrobiłem coś, czego nie potrafię sobie wytłumaczyć – stwierdził w sądzie.
To był sprzeciw
Dlaczego więc rozlewał łatwopalne substancje i podkładał ogień? Na znak protestu.
W przypadku podpaleń ze Złojca decydujący wpływ na działania Huberta C., jak mówił, miały mieć informacje o zagrożeniach dla zdrowia wynikających ze stosowania technologii 5G. Wiedzę na ten temat czerpał z „doniesień ze stron internetowych”. Dlatego podłożył ogień pod wieże telekomunikacyjne. – Zwłaszcza, że jedna z nich stała w pobliżu szkoły podstawowej, do której zresztą wcześniej uczęszczałem – tłumaczył oskarżony.
Podpaleniami w Zamościu chciał natomiast zamanifestować swój sprzeciw wobec szczepień przeciwko koronawirusowi. – Cały okres pandemii, napięcie, stres miały na to wpływ – mówił w sądzie. Przyznał, że miał już dość zakazów, nakazów, restrykcji, „łapanek na ludzi zakażonych i zamykania ich w izolacji”. Obawiał się również „segregacji sanitarnej” m.in. niezaszczepionych dzieci. Swoje zachowanie nazwał próbą obrony przed tym własnej córki. Tłumaczył, że na jego stan psychiczny wpłynęła śmierć kuzyna, który zmarł... z powodu koronawirusa, a w czasie pandemii miał jedynie możliwość skorzystania z teleporad.
Wiedział, co go czeka?
Podczas wtorkowej rozprawy pytania oskarżonemu zadawał sędzia i prokurator. Mężczyzna mówił wówczas m.in. że z nikim ze swojej rodziny nie rozmawiał o tym, co zrobił i nikomu do podpaleń się nie przyznał. Nie wykluczył jednak, że żona mogła go rozpoznać, widząc publikowane m.in. w mediach zapisy z monitoringu. Odpowiadając na jedno z pytań swojej adwokat przyznanej z urzędu Hubert C. zapewnił, że wracając ze Szwajcarii do Polski zamierzał oddać się w ręce wymiaru sprawiedliwości. Dlatego właśnie, jak tłumaczył, wiózł ze sobą sporą gotówkę, która miała być wykorzystana na obronę prawną, ale też zabezpieczenie bytu rodzinie „na ten najgorszy czas”.
Obrona złożyła wniosek o możliwość dobrowolnego poddania się przez oskarżonego karze roku i 6 miesięcy pozbawienia wolności z obowiązkiem naprawienia szkody. Sędzia tego wniosku nie uwzględnił.
Przypomnijmy, że Hubert C. jest oskarżony przez prokuraturę o popełnienie czynu o charakterze terrorystycznym „w celu poważnego zastraszenia wielu osób oraz sprowadzeniu w ten sposób zdarzenia zagrażającego mieniu w wielkich rozmiarach”. Grozi za to nawet do 15 lat więzienia. Kolejny termin rozprawy wyznaczono na wrzesień. Sąd przesłucha wówczas świadków.