Już nie tylko wynik z Lekarskiego Egzaminu Końcowego, ale również tzw. list intencyjny decydowałby o tym, kto zostanie przyjęty na specjalizację. – To furtka do nadużyć i przekreślenie równych szans – oburzają się lekarze.
Projekt nowelizacji ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty, którym będzie zajmował się Senat, wprowadza zmiany dotyczące rekrutacji na szkolenie specjalizacyjne. O tym, kto zostanie przyjęty, decydował do tej pory tylko wynik Lekarskiego Egzaminu Końcowego. Po zmianach, dodatkowe punkty będzie można dostać za tzw. list intencyjny.
– To niestety furtka do nadużyć – uważa Jakub Kosikowski, lekarz z Lublina i były przewodniczący Porozumienia Rezydentów. – O przyjęciu na rezydenturę mogą więc zadecydować znajomości, a nie sam wynik egzaminu – dodaje i tłumaczy, że może mieć to szczególnie znaczenie w specjalizacjach, na które jest mało miejsc, a dużo chętnych.
Chodzi m.in. o stomatologię, endokrynologię, dermatologię czy okulistykę.
– W takich przypadkach decyduje nawet pół procent, a list jest punktowany nawet na poziomie 2,5 proc. Nawet jeśli ktoś zda egzamin na 90 proc., to nie może być pewien, że dostanie najlepsze miejsce szkoleniowe, bo pierwszeństwo wyboru ma ten, kto ma już stamtąd list intencyjny, mimo gorszego wyniku z egzaminu – zaznacza Kosikowski.
– Do tej pory ocena kandydatów opierała się na obiektywnych kryteriach – wynikach z egzaminu lekarskiego, czyli rzeczywistej wiedzy. Po zmianach o przyjęciu na specjalizację decydowałyby kryteria subiektywne – zwraca uwagę Piotr Denysiuk, lekarz-rezydent, który pracuje na oddziale kardiologii szpitala wojewódzkiego przy al. Kraśnickiej w Lublinie i członek Porozumienia Rezydentów. Dodaje: Dotyczy to zarówno trybu rezydenckiego, gdzie za list intencyjny dostaje się aż 5 punktów oraz pozarezydenckiego – gdzie list intencyjny gwarantuje pierwszeństwo przyjęcia.
– Takie rozwiązanie to powrót do potencjalnego nepotyzmu, ryzyko korupcji czy faworyzowania znajomych i rodziny – ocenia Denysiuk.
Krytykuje to także samorząd lekarski. – Przeżyliśmy już „punkty za pochodzenie” i powrót do takich praktyk jest ewidentnie szkodliwy, bo każdy, kto stara się o miejsce na specjalizację powinien mieć takie same szanse – komentuje Leszek Buk, prezes Lubelskiej Izby Lekarskiej. Pomysł punktowania listu intencyjnego nazywa „furtką do kumoterstwa”.
– Stanowczo się temu sprzeciwiamy – podkreśla Buk i zaznacza, że samorząd lekarski dąży do usunięcia zapisu o listach intencyjnych. – Prezes Naczelnej Izby Lekarskiej miał już w tej sprawie spotkania z członkami komisji senackich i podobne będą w komisjach sejmowych. Ten zapis jest najbardziej rażącym ze wszystkich, które pojawiły się w projekcie nowelizacji – zaznacza prezes LIL.