Rozmowa z Adrianem Dudzińskim, piłkarzem Motoru Lublin
- Od dłuższego czasu pauzujesz z powodu kontuzji, więc muszę na początek zapytać, jak w ogóle zdrowie?
– Można powiedzieć, że zaczynam powoli treningi. Wiadomo, że jestem po zabiegu, więc potrzebuję czasu, żeby wrócić do pełnej sprawności. Z tygodnia na tydzień ćwiczę jednak coraz intensywniej. Nadal nie na sto procent, ale myślę, że to kwestia paru tygodni i będę mógł pojawić się na boisku. W tej rundzie na pewno jeszcze zagram.
- Cały czas chodzi o ten sam uraz pachwiny? Wypadłeś z gry na chwilę, potem wróciłeś na pół meczu z Chojniczanką i od tamtej pory już pojawiłeś się na boisku…
– Tak, ale nie tylko o pachwinę, bo dodatkowo jeszcze spojenie łonowe się „zapaliło” i to uniemożliwiło mi grę. Najpierw przechodziłem rehabilitację, bo to miało wystarczyć. Tak się jednak nie stało i trzeba było zdecydować się na zabieg. Próbowałem wrócić na to spotkanie z Chojniczanką, bo akurat mieliśmy wyatutowanych kilku chłopaków i było ciężko ze składem. Grałem z bólem i próbowałem pomóc drużynie, dlatego wytrwałem na boisku tylko 45 minut.
- Musisz chyba bardzo żałować tej kontuzji. Zagrałeś tak naprawdę 3,5 meczu w lidze, a masz na koncie dwie bramki. I to w roli bocznego obrońcy…
– Dokładnie. Bardzo fajnie zacząłem i cieszyłem się, że tak dobrze wprowadziłem się do nowej drużyny. A tutaj taka przykra niespodzianka. Takie jest jednak życie sportowca i trzeba się z tym pogodzić.
- To twój pierwszy tak poważny uraz?
– Tak, wcześniej w zasadzie nic złego mi się nie przytrafiło. A tu pierwsza kontuzja i od razu poważna, która trochę już się za mną ciągnie. Powoli wracam jednak do siebie.
- Skąd ta twoja ofensywna gra na boku obrony? Występowałeś może wcześniej na innych pozycjach, bliżej bramki rywali?
– Zupełnie nie, ani w pomocy, ani tym bardziej w ataku. W juniorach zaczynałem głownie na stoperze. Pewnie także ze względu na wzrost, ale tak naprawdę nie wiem, dlaczego akurat tam. Po prostu dobrze mi się grało, jeden mecz był dobry i trener już mnie tam widział. Dopiero w trzeciej lidze, w Unii Skierniewice zostałem przesunięty na bok i grałem na wahadle. To chyba tam nabyłem takich ofensywnych umiejętności.
- Jesienią Motor miał okazję zagrać w Pucharze Polski z Legią Warszawa. Pewnie nie było łatwo oglądać ten mecz z trybun, czy w telewizji?
– Na pewno. Wiadomo, że chciałoby się zagrać przy takiej publiczności. Byłem wtedy na trybunach i w serduszku zrobiło się smutno, że nie mogę się pojawić na boisku. Na szczęście miałem okazję wystąpić z Ruchem Chorzów, a wtedy atmosfera na trybunach też była super. Mam nadzieję, że jeszcze będę miał okazję przeżyć coś podobnego.
- Pod twoją nieobecność nagle na prawej stronie defensywy zrobiło się dosyć ciasno. Gra Filip Wójcik, przyszedł też Kuba Świeciński, który może tam występować…
– No i jest jeszcze Marcin Michota, który też wraca po kontuzji. Rywalizacja jest, albo raczej będzie spora, ale taka zdrowa jest potrzebna w każdej drużynie. Dzięki temu wyniki są lepsze i gra zespołu też. Na razie czekam jednak na powrót do pełnej sprawności i nie będę się tym martwił (śmiech).
- Jak obserwujesz kolegów z boku, to jak oceniasz Motor w rundzie wiosennej? Zrobiliście krok do przodu?
– Myślę, że tak. Najważniejsze, że złapaliśmy serię i teraz trzeba ją utrzymać, jak najdłużej. Na treningach wyglądamy naprawdę dobrze, a w meczach punktujemy i to jest kluczowe.
- Ostatnio Chojniczanka zremisowała u siebie z Ruchem Chorzów 1:1. Dzięki temu zbliżyliście się do obu zespołów…
– Śledziłem na bieżąco wynik tego spotkania. I można powiedzieć, że skończyło się idealnie dla nas. Podział punktów oznacza, że jesteśmy bliżej zarówno Chojniczanki, jak i Ruchu. Musimy dalej ich gonić i mam nadzieję, że jeszcze dogonimy.
- Robisz sobie jakieś konkretne plany, kiedy lub, na jaki mecz chcesz być już do dyspozycji trenera?
– Szczerze mówiąc, jak to wszystko się zaczynało z moją kontuzją, to wyznaczałem sobie właśnie takie widełki. Lekarze mówili, kiedy będę mógł wrócić, a ja planowałem wtedy swoje. Coś sobie ustalałem, ale nic z tego nie wychodziło. Dlatego teraz postanowiłem zmienić podejście, żeby się nie dołować. Robię swoje i czekam na zielone światło, kiedy będę mógł już wrócić.