W czasie gali był stres i emocje. Wcześniej sok z cytryny (żeby cera się nie świeciła), a we śnie ósemki (kroki na scenie).
Rozmowa z Beatą Poniewozik Miss Ziemi Lubelskiej 2008
• W poniedziałek wieczorem odebrałaś tytuł. W jakim obudziłaś się nastroju?
- Choć z bankietu wróciłam w nocy to nie mogłam spać. Wstałam z samego rana jeszcze przed siódmą. Jeszcze nie dowierzam w to co się stało. Może za kilka dni dotrze do mnie ta wiadomość. Wszyscy moim znajomi i rodzina mnie wspierali. Mówili, że będzie dobrze. Ja jednak nie chciałam dopuszczać do siebie takiej myśli, że mogę wygrać. Nie wierzyłam w siebie. Bałam się o tym myśleć, nie chciałam się zawieść. To przykre uczucie.
• Były chwile zwątpienia?
- Tak, zwłaszcza gdy prowadzący wyczytywali kolejno nazwiska wicemiss. Trzecia, druga, pierwsza, a mnie nie ma. Pomyślałam, że już nic z tego nie będzie. W końcu ogłaszają miss 2008. Usłyszałam swoje nazwisko. To był szok. Mam nadzieję, że to da mi pewną szansę. Może pojawią się jakieś propozycje pracy.
• A na scenie bardzo się denerwowałaś?
- Pierwsze, najważniejsze wyjście było bardzo tremujące. Na szczęście odbyło się bez wpadki. Potem było już coraz lepiej. Oswoiłam się z publicznością, choć strasznie oślepiały mnie światła. Mama zwracała mi co jakiś czas uwagę. "Dziecko zamykasz oczy”.
• Po odebraniu korony powiedziałaś, że spełniło się twoje marzenie. O czym teraz marzy najpiękniejsza lublinianka?
- Na pewno chciałabym skończyć studia i rozwijać się w kierunku szeroko pojętej ochrony środowiska. Na pewno też chciałabym zakwalifikować się do półfinałów, a potem znaleźć się w finale wyborów Miss Polski.