Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.
Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)
„Raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy!” – takie okrzyki można było usłyszeć na niemal każdym podwórku w latach PRL-u. Zabawa w chowanego, podchody, cymbergaj czy też gra w klasy to były wówczas ulubione rozrywki dzisiejszego pokolenia 50- i 60-latków. A zamiast gier komputerowych wystarczała rywalizacja w „państwa-miasta” lub „statki”.
Peerelowska służba zdrowia różniła się od dzisiejszej tym, że wyposażeniem nie odbiegamy dziś od średniej europejskiej. W PRL-u oficjalnie opieka zdrowotna była darmowa. W praktyce, żeby wyzdrowieć, trzeba było płacić wszystkim: lekarzowi, pielęgniarce i salowej. Były też plusy:
„Poproszę zamiejscową Lubartów 33. Mój numer to 333” - tak zaczyna się znany skecz „Sęk” w wykonaniu Edwarda Dziewońskiego i Wiesława Michnikowskiego z kabaretu Dudek. Wprawdzie skecz był oparty na przedwojennym żydowskim humorze, przypomina jednak czasy PRL-u, kiedy telefoniczne połączenia z innym miastem nie było tak proste jak dzisiaj
W czasach PRL-u samochód był obiektem westchnień wielu Polaków. W latach 70. i 80. na polskich drogach – oprócz samochodów rodzimej produkcji - królowały auta wyprodukowane u naszych sąsiadów. O kamerach cofania nikt wówczas nawet nie myślał; szczytem luksusu były m.in. bezwładnościowe pasy bezpieczeństwa.
Towaru jest dość, tyko trzeba dobrze szukać - tak przekonywali Polaków partyjni dygnitarze w czasach PRL-u. Mówili to czasami do kamer stojąc na tle pustych sklepowych półek. Okres przedświąteczny w latach kryzysu związany był głównie z „polowaniem” na towar, za którym trzeba było często stać w długiej kolejce
Najpopularniejszym napojem była przez lata woda z sokiem z saturatora. Niektórzy nazywali ją „gruźliczanką”. Swoją nazwę zawdzięczała temu, że sprzedawana była w szklanych „musztardówkach”, które sprzedawca jedynie opłukiwał po każdym kliencie. Epidemii jednak nie było, chociaż wiele osób z obrzydzeniem patrzyło na kolejki chętnych do saturatorów. Zwłaszcza w upalne dni.
Gdyby historia potoczyła się inaczej, być może Lublin stałby się nie mniej znanym uzdrowiskiem od Nałęczowa. Do zbawiennych dla zdrowia źródeł wód mineralnych na Sławinku przyjeżdżali kuracjusze z całej Polski. Było to również jedno z ulubionych miejsc wypoczynku mieszkańców miasta
Buraki oraz cukier były oczkiem w głowie peerelowskich władz. Nic dziwnego: Polska przez wiele lat była światowym liderem w eksporcie cukru. Dziś po wielu cukrowniach nie ma już śladu. Pozostały po nich jedynie wspomnienia. A cukrownia była pierwszym zakładem, który rozpoczął produkcję w powojennym Lublinie
Kiedy jesienią 1983 roku wylądowali na lotnisku w Tempelhof, od razu otoczyli ich żołnierze z wycelowanymi w nich karabinami. Potem pochwalili pilota za lotnicze umiejętności. Następnego dnia na świdnickim lotnisku pojawili się smutni panowie w płaszczach…
Przez trzy tygodnie saperzy wywieźli 200 ciężarówek amunicji. Z centrum miasta ewakuowano wielu mieszkańców. Gdyby któremuś saperowi drgnęła wówczas ręka, to ścisłe centrum Lublina mogłoby zamienić się w zgliszcza