Buraki oraz cukier były oczkiem w głowie peerelowskich władz. Nic dziwnego: Polska przez wiele lat była światowym liderem w eksporcie cukru. Dziś po wielu cukrowniach nie ma już śladu. Pozostały po nich jedynie wspomnienia. A cukrownia była pierwszym zakładem, który rozpoczął produkcję w powojennym Lublinie
Lubelskie media niemal codziennie, od początku kampanii cukrowniczej informowały o postępach w dowozie buraków. Tak pisał o tym na pierwszej stronie m.in. Kurier Lubelski z 20 września 1978 roku:
(…)Wczoraj o godz. 14 ruszyły krajalnie Cukrowni Strzyżów, która jako pierwsza spośród 10 zakładów przedsiębiorstwa Cukrownie Lubelskie zainaugurowała tegoroczną kampanię cukrowniczą w regionie lubelskim. Będzie to 82 sezon w dziejach tego zakładu, 152 kampania w dziejach polskiego przemysłu cukrowniczego oraz 35 po wyzwoleniu. (…).
Specyficzne uwarunkowania wegetacji buraka
I już pierwszego dnia kampanii, pojawiły się pierwsze problemy:
(…) W pierwszej fazie tegorocznej kampanii wyłania się szereg specyficznych uwarunkowań związanych z opóźnioną wegetacją buraków, mniejszą zawartością cukru i ogólną wagą korzeni (…) Jeżeli dopisze pogoda, buraki mogłyby jeszcze nabrać większej wagi, zwiększyć również procentową zawartość cukru. Lecz czekać z przerobem nie można (…).
Jacek Mirosław, wieloletni fotoreporter lubelskich gazet wspomina, że już jako dziecko obserwował przygotowania do akcji buraczanej.
- Mieszkałem wtedy przy ul. Zamojskiej - opowiada. - Późną jesienią zaczynały się już zwózki buraków. Z nudów staliśmy przy ulicy i czasami buraki spadały na jezdnię. Zbieraliśmy je do domu, gdzie mama robiła z nich smaczne placki.
Również pan Adam z Lublina doskonale pamięta coroczne kampanie buraczane. I miło je wspomina. Nic dziwnego, bo dzięki nim mógł podreperować swój rodzinny budżet.
Buraczana afera
- Pracowałem podczas kampanii jako tzw. procentomistrz - wspomina pan Adam. - To byłą najlepsza fucha. Miałem za zadanie ustalić jakość buraków z danej dostawy. Inaczej mówiąc, patrząc na burak, ustalałem ile może mieć w sobie cukru. W zależności od tego, dostawca otrzymywał więcej lub mniej za tonę. Jeśli się nie zgadzał z moją oceną, to robiliśmy badania laboratoryjne. Ale to była rzadkość. Już pierwszego dnia zarobiłem dobrą dniówkę. Niektórzy po prostu wkładali mi pieniądze do kieszeni, żebym wyżej oceniał jakość ich dostawy. Na początku nie chciałem brać, ale potem się okazało, że nie tylko ja tak robię. To był koniec lat 70. Wtedy byłem młody i głupi, ale w tamtych latach to była normalna sytuacja.
O łapownictwie podczas kampanii cukrowniczej pisał w latach 70. ub. w. Stanisław Harasimiuk, jeden z dziennikarzy ówczesnego Sztandaru Ludu. Zatrudnił się on jako robotnik i w ten sposób powstał potem cykl reportaży „W buraczanym eldorado. Brałem łapówki”, w których opisywał ten proceder.
- Pamiętam, że po tych artykułach zrobił się ogromny szum - mówi Jacek Mirosław. - W komitecie partii odbyło się nawet specjalne posiedzenie i z tego, co pamiętam to ileś tam osób wyrzucili z pracy.
Korki i smród
Mimo wielu usprawnień, planów i obietnic kampanie buraczane przez wiele lat były odzwierciedleniem fatalnej logistyki tamtych czasów. Niektórzy z plantatorów stali w kolejce nawet dobę, żeby sprzedać swoje buraki.
Kolejka do cukrowni ciągnęła się kilometrami i kończyła się na przykład w połowie ul. Nowego Światu. Ciągniki wracały z cukrowni załadowane wysłodkami, które często przelewały się z przyczep. Przy dodatniej temperaturze robiła się z tego śliska maź, a zimą to zamarzało. Z tego powodu dochodziło od czasu do czasu do wypadków wskutek śliskiej w tym miejscu jezdni.
Mieszkańcy Lublina skarżyli się wielokrotnie na łamach lokalnej prasy, że miasto jest nie tylko zakorkowane podczas kampanii buraczanej, ale żali się również na nieprzyjemne zapachy, które rozchodziły się z przejeżdżających z wysłodkami ciągników. Nie było to najlepsza wizytówka miasta, zwłaszcza że na taki pierwszy widok natrafiali często pasażerowie dworca kolejowego.
Cukrownicza ekstraklasa
Co ciekawe, w latach 1945-1952 podstawową formą zapłaty za buraki cukrowe był cukier w naturze. Plantator za każde 100 kilogramów odstawionych do cukrowni buraków otrzymywał 3,7 kilograma cukru. Warto też wspomnieć o stabilnej cenie cukru. Po gwałtownej podwyżce w 1953 roku, kiedy podrożał z 5 do 13 zł za kilogram, w następnym roku staniał do 12 zł (tyle kosztował do 1966 roku), a po kolejnej obniżce: 10,5 zł. I taka cena obowiązywała aż do końca lat 70. minionego wieku.
Pierwsza, powojenna kampania cukrownicza miała miejsce w październiku 1944 r. Była to jubileuszowa, 50. kampania. Co ciekawe, główne uroczystości odbyły się w hali produkcyjnej cukrowni, a jako pierwszy zabrał głos ksiądz, który pobłogosławił zakład. Po nim przemawiali kolejni goście, w tym oficer Armii Czerwonej. Cukrownia była pierwszym zakładem, który rozpoczął produkcję w powojennym Lublinie. Mogła dziennie przerobić wówczas 1,5 tys. ton buraków.
Cukrownia lubelska istniała 114 lat. Należała do najlepszych w kraju. Spełniała wszystkie unijne normy, posiadała najnowocześniejsze maszyny, w tym największy w kraju zbiornik na cukier. Do zakładu przejeżdżały nawet wycieczki. Cukrownicza ekstraklasa.
Historia cukrowni
Cukrownia w Lublinie powstała w 1895 roku. Jej powstanie ułatwiła budowa kolei nadwiślańskiej, która w 1877 r. dotarła do Lublina. Cukrownię ulokowano w pobliżu stacji tej kolei, co ułatwiało dostawy surowca, opału i innych materiałów niezbędnych do normalnej pracy zakładu. W 1894 r. zostało założone Towarzystwo Udziałowe Cukrowni „Lublin”. Głównymi inicjatorami przedsięwzięcia byli Władysław Graf - właściciel majątku Tatary, Edward Krausse - prezes Kasy Pożyczkowej Lubelskich Przemysłowców i Teofil Ciświcki - miejscowy adwokat. W jego skład weszli znani lubelscy przemysłowcy, m.in. August Vetter, Bohdan Broniewski.
Kapitał zakładowy wynosił początkowo 600 tys. rubli w srebrze. Wiosną 1894 r. rozpoczęto prace; kierowali nimi inż. Ludwik Rossman, Tadeusz Jewniewicz i Bohdan Broniewski. Maszyny i wyposażenie dostarczały firmy krajowe, co było pewnym novum, bo zwykle przedsiębiorcy zamawiali większość wyposażenia za granicą. Były to między innymi „Orthwein”, „Karasiński i spółka”, Bauman i Witkowski „Borman i Szwede”, August Repphan, „Fitzer i Gamper” z Sosnowca. Część maszyn powstała w lubelskich firmach: Plagego, Wolskiego i Moritza. Koszt budowy wyniósł (według stanu z czerwca 1896 roku) 624 708 rubli.
(źródło: teatrnn.pl)
Placek babuni z buraka cukrowego (według pani Danieli Grzybowskiej, za: „Lublin od kuchni 2002”)
2 buraki cukrowe, 3 jajka, 1 kostka masła, 1 kg mąki, pół szklanki maku, 1 szklanka 18-procentowej śmietany, 5 dkg drożdży, cukier, sól
• 1. Znaleźć buraki cukrowe; najwięcej występuje jesienią w czasie kampanii cukrowniczej na drogach dojazdowych do cukrowni (na ul. Kunickiego, Krochmalnej, Wolskiej, pl. Bychawskim i in.). Oczyścić je z ziemi i błota, bardzo dokładnie umyć, pokroić na kawałki (dla szybszego gotowania), ugotować do miękkości. Ostudzić, a następnie obrać ze skórki, zetrzeć na tarce (drobne lub średnie oczka).
• 2. Mak sparzyć i opłukać.
• 3. Wszystkie składniki dokładnie wymieszać z sobą i dobrze zagnieść na jednolite ciasto. Włożyć do dużej blaszki wysmarowanej uprzednio tłuszczem i odstawić na pół godziny w ciepłe miejsce do wyrośnięcia. Wstawić do piekarnika i piec, aż będzie dobre.
• 4. Najlepiej smakuje ze świeżym masłem.