Studenci od dawna opanowali Lublin. Były lata, kiedy w naszym mieście ponad 100 tys. młodych osób nosiło indeks w kieszeni. Pierwsze akademiki UMCS stanęły przy ul. Leszczyńskiego, potem przeniesiono je na ul. Sowińskiego. Było to tuż po wojnie. W czasach stalinowskich egzaminy na studia rozpoczynały się 15 sierpnia, a rok akademicki - wzorem Kraju Rad - już 1 września. Kto nie zdał, na następną szansę musiał czekać cały rok. Po 1956 roku wrócono do tradycyjnego kalendarza. Egzaminy na początku lipca, inauguracja roku 1 października. Pierwsi studenci do dziś wspominają, że doskwierał im nie tylko głód; podkreślają że warunki w akademikach były też dalekie od ideału.
Tak stołówkę studencką w Lublinie z tamtych lat opisuje Mirosław Derecki w książce „Na studenckim szlaku”:
„(…) wchodziło się do niej po betonowych stopniach: najpierw do holu z szatnią, a stąd, przez duże, przeszklone drzwi, do wielkiej sali zastawionej stolikami i krzesłami. Na końcu jadalni ciągnął się rząd okienek kuchennych, w których wydawano posiłki. Jedzenie było marne. Na śniadanie zazwyczaj kubek mleka i połowa bułki „parówki” z odrobiną masła; na obiad - cienka wodnista zupa, a na drugie danie kawałek nie określonego bliżej gatunkowo mięsa z kartoflami; na kolację - nieśmiertelna czarna lura „Enrilo”, gulasz z podrobów i suchy chleb - w dowolnych ilościach. Czasem odświętnie, kawałeczek kiełbasy, pasztetówki lub porcja gorącej kaszanki. Aha, i jeszcze były „wieczorki móżdżkowe, kiedy to w okienkach kuchennych pojawiały się wielkie żeliwne rynienki wypełnione smażonym móżdżkiem”.